– Czas na reformy, jakiego nie dostaliśmy od rynków finansowych, dostaniemy dzięki wsparciu strefy euro. Jest narodową koniecznością i priorytetem, by oficjalnie poprosić o uruchomienie mechanizmu, który powstał z myślą o nas – oświadczył w piątek grecki premier Jeorjos Papandreu. – Jesteśmy na trudnej drodze. To nowa odyseja dla Grecji i greckiego narodu.
Po tygodniach zapewnień, że pomoc z zewnątrz nie będzie potrzebna, Ateny zmieniły więc zdanie. Okazało się, że nie będą w stanie obsługiwać swojego zadłużenia, które sięga 300 mld euro (do końca maja musi pozyskać 11,3 mld euro, by spłacić część zobowiązań). Gdy w czwartek okazało się, że kondycja finansów Grecji w 2009 r. była gorsza od prognoz, rentowność 2-letnich obligacji poszybowała powyżej 10 proc., zbliżając się do poziomu krajów Trzeciego Świata. Tego samego dnia agencja ratingowa Moody’s obniżyła ocenę wiarygodności kredytowej Grecji.
– Jesteśmy gotowi do szybkiej reakcji na prośbę Aten – stwierdził dyrektor generalny MFW Dominique Strauss-Kahn. Eksperci Komisji Europejskiej, Europejskiego Banku Centralnego (EBC) i MFW, którzy są już w Atenach, ocenią, na ile jest potrzebne wsparcie. Bo wstępna zgoda na wsparcie ze strony krajów strefy euro precyzowała, że pożyczki trafią do Aten, gdy zostaną wyczerpane możliwości rynkowe.
– Wszystko odbywa się w koordynacji z MFW i zainteresowanymi rządami. Ocena nastąpi bardzo szybko – zapewnia rzecznik KE Amadeu Altafaj Tardio.
To Komisja w porozumieniu z EBC zawnioskuje o uruchomienie zatwierdzonego wcześniej planu pomocy. Będzie tam kwota oprocentowania i warunki spłaty. Propozycja musi zostać zatwierdzona przez ministrów finansów strefy euro. Na pożyczkę złożą się indywidualne wkłady państw eurolandu. W tym roku kraje te mają pożyczyć Grecji 30 mld euro. Koszt pożyczki może wynieść ok. 5 proc., czyli znacznie mniej, niż musieliby zapłacić Grecy, próbując sprzedać obligacje inwestorom. MFW udostępni Atenom dodatkowe 10 – 15 mld euro.