Grecką gospodarkę w czwartek od rana paraliżuje kolejny w tym roku strajk generalny. Dwie największe greckie centralne związkowe sprzeciwiają się programowi oszczędnościowemu, jaki rząd w Atenach podjął w zamian za linię kredytową z UE i MFW. Ich sprzeciw budzi przede wszystkim planowana reforma emerytalna.
Syndykaty GSEE i ADEDY, reprezentujące odpowiednio pracowników sektora prywatnego i publicznego (łącznie około 2,5 mln osób), wezwały do protestów na ulicach Aten. Według szacunków policji, po południu demonstrowało tam około 17 tys. osób.
Obserwatorzy tłumaczą, że stosunkowo niska frekwencja na wiecach spowodowana jest śmiercią trzech osób podczas poprzedniego strajku generalnego, który odbył się 5 maja. Wówczas na ulice Aten wyległo 100 tys. demonstrantów. - Ludzie się boją, a kryzys gospodarczy ich zmęczył. Ale będą kontynuowali strajki, jeśli rząd będzie forsował reformy obciążające pracowników i emerytów – powiedział 34-letni pracownik cementowni Giorgos Froutras.
W greckiej stolicy nie funkcjonuje komunikacja miejska, pozamykane są urzędy i szkoły, a także wiele banków. Zamknięte są także główne ateńskie atrakcje turystyczne, w tym Akropol. Szpitale udzielają pomocy tylko w nagłych przypadkach.
W przeciwieństwie do poprzedniego strajku generalnego z 5 maja tym razem do protestów nie przyłączyła się obsługa lotnisk, więc międzynarodowe loty z i do Aten kursują normalnie.