Firmy z tradycją ciągle na fali

Firma W.Kruk w tym roku świętuje 170-lecie powstania, Gerlach 250-lecie, a whisky Jack Daniel’s 160. rocznicę urodzin założyciela. Na rynku nie brak firm z tradycją sięgającą wielu dziesiątków lat. Jak wykorzystują tkwiący w tak długiej historii gigantyczny potencjał reklamowy?

Publikacja: 03.09.2010 02:45

Firmy z tradycją ciągle na fali

Foto: kruk

Przeglądając tylko pierwszą dziesiątkę najcenniejszych marek świata według rankingu Interbrand trzy marki – Coca–Cola, General Electric oraz Nokia – powstały jeszcze w XIX wieku. Kolejne trzy – McDonald’s, Disney, Toyota – mają po co najmniej 70 lat. Oczywiście wszystkie od powstania zmieniały się, czasami bardzo gruntownie.

Nokia zaczynała w 1865 r. jako fabryka masy papierniczej, następnie zajmowała się produkcją kabli i galanterii gumowej. Dziś to największy producent telefonów komórkowych na świecie.

I pozostałe wymienione marki, choć istnieją na rynku tak długo, trudno zaliczyć do kategorii seniorów. Są innowacyjne, dostosowują się do zmieniającego rynku i zawsze mogą pochwalić się długim rodowodem, co w biznesie zasadniczo bardzo pomaga.

W dzisiejszych czasach, powstających jak grzyby po deszczu choćby biznesów internetowych, tradycja jest wbrew pozorom ogromnym kapitałem. Co świadczy lepiej o sile produktu – i kompetencji kadry – niż fakt, że od dziesięcioleci jest obecny na rynku?

[srodtytul]Kapitał czy bagaż[/srodtytul]

Leon Skrzetuski, uruchamiając w 1840 roku zakład jubilerski przy ul. Wodnej w Poznaniu, raczej nie mógł się przewidzieć, że rozpoczyna historię marki znanej dziś większości osób w Polsce.

Według badania firmy KPMG wśród marek jubilerskich W.Kruk zna niemal 80 proc. Polaków, a lepszy wynik zanotowały jedynie szwajcarskie Rolex i Omega.

Historia firmy jest na pewno kręta, ale zawsze pozostawała ona w rękach rodziny. Po śmierci wuja w 1893 roku. zakład jubilerski przejął Władysław Kruk i właśnie to nazwisko będzie się odtąd kojarzyło z biżuterią.

W 20-leciu międzywojennym firma sprzedawała także renomowane marki jak Omega czy Longines. Reklamy z tamtych lat można oglądać choćby w salonie W.Kruk przy warszawskim pl. Konstytucji. Podczas II wojny światowej firma przeszła pod zarząd komisaryczny, gdy Henryk Kruk odmówił podpisania volkslisty.

Obecnie numerem jeden w firmie (od 2008 r. będącej częścią Vistula Group) jest jego syn Wojciech. To za jego czasów firma przeszła największe zmiany. Weszła na giełdę, od lat 90. szybko rozbudowywała sieć salonów, inwestowała w marketing.

Dziś ma też wielu konkurentów. Liderem rynku jest Apart, który dopiero co świętował „zaledwie” 25. urodziny, a ma znacznie więcej salonów.

Czy zatem długi rodowód w biznesie jest faktycznie kapitałem? – Oczywiście znajdą się pewnie osoby, dla których nie ma to znaczenia. Ale przybywa też takich, które zwracają na to uwagę. Polacy nie mieli możliwości przyzwyczajenia się do zbyt wielu marek od lat obecnych na rynku, ale zaczyna się to zmieniać. Same firmy podkreślają swoją historię, jeśli oczywiście mają się czym pochwalić – mówi Wojciech Kruk, zasiadający w radzie nadzorczej Vistula Group. – Firmuję markę swoim nazwiskiem i jestem w pewnym sensie gwarantem jakości. Inni mogą z dnia na dzień zlikwidować swoje biznesy i ruszyć z nowymi, nikt nie będzie im wypominał przeszłości. Moja sytuacja jest zupełnie inna. 

Marki zachodnioeuropejskie czy amerykańskie – jeśli oczywiście mają się czym pochwalić – zawsze z dumą podkreślają swój rodowód.

Luksusowy Louis Vuitton istnieje od 1854 r. i do dziś produkowanych jest wiele zaprojektowanych wówczas walizek. Firma rozbudowywała ofertę i wciąż torby z charakterystycznym logo są – mimo niebotycznych cen – prawdziwym przedmiotem pożądania. Wokół marki powstał też koncern LVMH, który jest liderem światowego rynku dóbr luksusowych.

[srodtytul]Kręte ścieżki Gerlacha[/srodtytul]

Zagmatwaną historię ma najbardziej znany z produkcji sztućców Gerlach, którego historia sięga 1760 r. Obecna nazwa jest trochę młodsza – w 1824 r. do Warszawy przyjechał Samuel Gerlach i zaczął zarządzać firmą.

W logo wciąż jest korona, na której umieszczenie na wyrobach firmy zgodził się rosyjski car Mikołaj I. Firma później kierowana była przez rodzinę Kobylańskich, w 1928 roku została przekształcona w w przedsiębiorstwo Kobylańscy Spółka Akcyjna dla Przemysłu i Handlu Wyrobami Stalowymi.

W czasie II wojny światowej pracowników fabryki wraz z maszynami wywieziono do miejscowości Guben w Niemczech. Po wojnie odzyskano większą część maszyn i od 1945 roku produkcja została wznowiona, ale już pod zarządem państwowym.

W 1955 roku Fabryka Wyrobów Nożowniczych Gerlach zatrudniała już niemal niemal 1,8 tys. pracowników, a produkcja wzrosła dziesięciokrotnie w stosunku do 1947 roku. Wtedy Gerlach stał się prawdziwym symbolem pożądania, ale skoro w sklepach brakowało wszystkiego, trudno powiedzieć, na ile wynikało to z faktycznej siły marki.

Po 1989 roku sytuacja się zmieniła i w sklepach pojawiły się produkty konkurencji – od renomowanych marek zachodnich po taniochę z Chin.

I zaczęły się problemy. W 1992 roku przekształcono ją w jednoosobową spółkę Skarbu Państwa, a w 1995 roku w spółkę akcyjną. W 2001 roku firmę przejęła spółka Lodus z Będzina, a rok później wszystkie udziały wykupiła Hanna Wilk. Oferta firmy została znacznie poszerzona i dziś to nie tylko sztućce, ale też garnki, porcelana i szkło.

Tak renomowana marka nie ustrzegła się jednak kłopotów, w 2002 roku otarła się nawet niemal o bankructwo.

– Nikt tak naprawdę nie przejmuje się brakiem zysków w firmie, która jest państwowa, a więc niczyja. Tak przez długi czas było z Gerlachem. Kolejne zarządy nie miały pomysłu na wykorzystanie brandu – mówił ostatnio miesięcznikowi „EuroStyl” prezes Gerlacha Jarosław Dziwisz.

Kieruje firmą już kilka lat, wprowadził także na rynek nowe marki – Heywood i Henninger. Jak tłumaczy, w przypadku marki Gerlach firma nie mogłaby sobie pozwolić na eksperymenty we wzornictwie, czego oczekuje młodsza klientela. Dlatego lepiej było stworzyć nowe brandy, aby nie tracić bardziej konserwatywnych klientów, przywiązanych do wizerunku Gerlacha.

Firma znowu rozwija eksport, choćby na rynek rosyjski, jej produkty pojawiają się też w Meksyku, RPA czy Tajlandii. W ub.r. ogłosiła także plan wejścia na giełdę, ale debiut został odłożony z powodu kryzysu.

Jednak nie widać szczególnie hucznych obchodów 250. rocznicy powstania firmy, choć marki zachodnie takie okazje wykorzystują w stu procentach.

Gdy marka Gucci obchodziła setne urodziny na rynek trafiła specjalna kolekcja toreb ze skóry aligatora. Było ich tylko sto, a jedna znalazła się nawet w warszawskim sklepie Redford & Grant. Choć kosztowała ponad 70 tys. zł bardzo szybko została sprzedana.

[srodtytul]Ważna legenda, mniejsza o szczegóły[/srodtytul]

Wtym miesiącu rozpoczynają się uroczyste obchody 160. urodzin Jacka Daniela, twórcy Jack Daniel’s Tennessee Whiskey. Z tej okazji na rynek trafi (także do polskich sklepów) limitowana seria urodzinowa w specjalnie zaprojektowanej na tę okazję butelce.

Data jest jednak czysto umowna. Oryginalne dokumenty zaginęły i tak naprawdę nawet rok urodzenia twórcy legendarnej whisky nie jest już pewny. Firma przyznaje, że według dokumentów ze spisu powszechnego bardziej prawdopodobna data urodzin założyciela firmy to 1848, a nie 1850, rok, który jednak znalazł się także na pomniku i grobowcu Jaspera Newtona Daniela.

Nie wiadomo, czy to on sam próbował się odmłodzić, czy ktoś inny zmienił datę. Faktem jest, że się przyjęła i to rok 1850 został uznany oficjalnie za datę jego urodzin. Na pewno też przypadają we wrześniu, choć konkretny dzień i tu jest nieznany. Znaków zapytania jest znacznie więcej – wciąż nie wiadomo, co znaczy umieszczany na butelkach napis Old No. 7 brand.

Dziś firma stworzona przez Jacka Daniela, należy do koncernu Brown-Forman i jest najstarszą zarejestrowaną destylarnią w Stanach Zjednoczonych. W jej przypadku wiekowy rodowód na pewno się sprawdza, choć rynek podbijają także marki stworzone na tym tle stosunkowo niedawno jak choćby powstała w 1992 r. Skyy Vodka.

Jednak, choć konkurencja nie próżnuje, to sędziwy jubilat ciągle trzyma się mocno i na każdym kroku podkreśla swoje pochodzenie.

– Jack Daniel to ikona branży, znana na całym świecie. Co roku we wrześniu składamy mu cześć, świętując jego urodziny przez cały miesiąc. W tym roku, z okazji 160. rocznicy urodzin proponujemy unikatową butelkę – mówi Jeff Arnett, master distiller w firmie.

Twórca legendarnej whisky był ostatnim z dziesięciorga dzieci, a jego matka zmarła na skutek komplikacji porodowych. Ponieważ nie przepadał za macochą, mając około dziewięciu lat, uciekł z domu. Zamieszkał u pastora Dana Calla, który miał niewielką destylarnię.

Młody Jack poznał najpierw wszystkie tajniki receptury, a gdy wierni zmusili pastora do wyboru – nauczanie albo produkcja alkoholu – w wieku 16 lat Daniel został właścicielem destylarni.

Jego trunek trafiał już nie tylko do lokalnego sklepu, ale także do innych miast. Interes szedł doskonale, więc mając 21 lat, zbudował sobie ogromny dom i zaczął cieszyć się życiem. Znane są historie wielu jego romansów, zachowało się sporo listów do jego partnerek. Zmarł w 1911 roku.

Jego stare biuro na terenie destylarni istnieje do dziś. A jego whiskey można kupić w 140 krajach.

[srodtytul]Rozmienione na drobne[/srodtytul]

Jednak nie brakuje także przykładów, gdy potencjał wiekowej marki nie jest do końca wykorzystywany.

Tak wygląda sytuacja choćby czekoladowego potentata E.Wedel. Firma istnieje od 1851 roku, kiedy to Karol Wedel otworzył w Warszawie pierwszą fabrykę czekolady. W 1862 roku przejął ją Emil Wedel. To od niego firma wzięła nazwę, którą posługuje się do dziś.

Rozwijała się błyskawicznie – w latach 30. jej czekolada trafiała do sklepów w Paryżu, Londynie, a nawet Japonii. Przetrwała czasy PRL, choć ówczesne władze usilnie starały się usunąć w cień dawną nazwę promując nową – im. 22 Lipca. Firma przetrwała, znał ją każdy Polak.

W 1999 r. przejął ją brytyjski producent słodyczy Cadbury, któremu sporo czasu zajęło uświadomienie sobie siły marki u polskich konsumentów. Ostatecznie zdecydował się nawet na wycofanie z naszego kraju swej flagowej marki na rzecz E.Wedel, ale i tak nie widać było starań o poprawę jej pozycji.

Konkurenci tylko na to czekali. Choć sprawy kończyły się w sądach ,nie udało się zastrzec produkcji jednego z flagowych produktów – Delicji. Dlatego słynny biszkopt z galaretką oblaną czekoladą zaczął się pojawiać pod innymi nazwami.Także ptasie mleczko zyskało potężnego rywala: swoją wersję wypuściła na rynek Milka.

Wedel na tle konkurentów prezentował się coraz gorzej – siermiężne reklamy, niewiele nowych produktów. Teraz po raz kolejny zmienia właściciela. Wedla kupił japoński koncern Lotte, o którym wiadomo niewiele. A o planach wobec flagowej polskiej marki nie wiadomo zupełnie nic.

Oby nie spotkał jej podobny los jak słynnych Fabergé. Na początku XX wieku jajka produkowane przez francuskiego jubilera Petera Carla Fabergé dla rosyjskich carów robiły prawdziwą furorę.

Po raz pierwszy zostały publicznie pokazane na wystawie światowej w 1900 roku w Paryżu. Zebrały masę pochwał, a sam Fabergé otrzymał Legię Honorową.

W szczycie koniunktury pracowało dla niego ponad 500 jubilerów i choć jego priorytetem były zlecenia rodziny Romanowów, miał także sklepy w Moskwie, Odessie, Kijowie i Londynie. Jajko zamówił także Alfred Nobel. W 2002 roku na aukcji w Nowym Jorku sprzedano je za 9,6 mln dol.

Do wybuchu rewolucji powstały 54 carskie ja Fabergé. Gdy w 1917 r. bolszewicy przejęli władzę, rodzina Fabergé uciekła z Rosji do Szwajcarii. Po śmierci założyciela firmy w 1920 r. synom nie zależało na utrzymaniu marki na rynku i pozbywali się kolejnych części majątku firmy.

Ostatecznie w 1951 roku Rosjanie za jedyne 25 tys. dol. sprzedali prawa do marki Fabergé i technologię jej najsłynniejszych wyrobów Samowi Rubinowi, który w USA produkował perfumy. Marka dalej zmieniała właścicieli. W 1989 roku kupił ją ostatecznie koncern Unilever, działający głównie na rynku spożywczym. Do dziś jubilerzy zastanawiają się po co, skoro niedługo później już od Unilevera niemiecki jubiler Victor Mayer kupił prawa do umieszczenia nazwy Fabergé, ale tylko na ściśle określonej liczbie biżuterii i jajek.

Jednak jest szansa na powrót słynnej marki. W 2007 roku prawa do niej oraz technologię wytwarzania słynnych jaj kupiło konsorcjum z RPA Pallinghurst Resours. Cena nie została ujawniona.

Szefem marki został Mark Dunhill, wcześniej kierujący znaną choćby z luksusowych piór firmą Alfred Dunhill. –To przykład zdecydowanie niedowartościowanej marki, której potencjału poprzedni właściciel nie wykorzystywał – mówił ostatnio Sean Gilbertson, partner w Pallinghurst i członek rady nadzorczej Fabergé.

Nowy właściciel zatrudnił wielu świetnych jubilerów. Zapowiada, że poza butikiem w Genewie nie powstaną inne, a firma skupi się na sklepie internetowym. Czy przy cenach od 50 tys. dol. do nawet kilku milionów to najlepszy sposób na dystrybucję? Inne marki luksusowe przez lata jak tylko mogły broniły się przed e-handlem, a dziś i tak organizują tam raczej wyprzedaże i pozbywają się rzeczy ze starszych kolekcji.

W Polsce jest wiele brandów z długą historią, doskonałym wizerunkiem i opinią, z których można zrobić prawdziwe perły. Jednak możliwości wielu z nich są marnowane.

Może tak jak w przypadku Fabergé dopiero za jakiś czas ktoś postanowi na nowo przywrócić im blask...

[ramka]

[b]Marka – ile to jest warte?[/b]

W przypadku wielu globalnych brandów – jak Gucci, Prada, Versace czy Fendi – ich wartość przekracza nawet kapitalizację samych firm. Dla firmy jest to więc największy kapitał.

Dlatego wycena największych marek na świecie zawsze przykuwa dużo uwagi. Według rankingu Interbrands najcenniejszą marką świata jest Coca-Cola. Jej wartość w 2009 r. wynosiła 68,7 mld dol. Kolejne miejsca zajmują firmy technologiczne – IBM z 60,2 mld dol. oraz Microsoft z 556,6 mld dol. W pierwszej dziesiątce jedynie dwie marki – Nokia i Toyota – pochodzą spoza Stanów Zjednoczonych. Listę zamyka na 100. miejscu marka Campbell’s o wartości 3,1 mld dol.

Nie trzeba dodawać, że w tym szacownym gronie nie znalazł się ani jeden przedstawiciel naszego kraju. Z rankingu Marqa przygotowywanego przez „Rzeczpospolitą” wynika, że wartość najcenniejszej polskiej marki, PKN Orlen, wynosiła w 2009 r. 3,65 mld zł. Kolejne są PKO BP z 3,16 i PZU z 2,82 mld zł. Jednak ich wartość rośnie znacznie szybciej, niż zachodnich. O ile wycena Coca-Coli w skali roku wzrosła jedynie o 3 proc., a Microsoftu nawet spadła o 4 proc. to w przypadku Orlenu skok wyniósł 27 proc., PKO BP – 39 proc. a PZU – aż 50 proc.

Według rankingu „Rz” wartość marki E.Wedel wynosi 713,4 mln zł, W.Kruk 65,4 mln zł, a wiekowego Gerlacha jedynie 14 mln zł. [/ramka]

Przeglądając tylko pierwszą dziesiątkę najcenniejszych marek świata według rankingu Interbrand trzy marki – Coca–Cola, General Electric oraz Nokia – powstały jeszcze w XIX wieku. Kolejne trzy – McDonald’s, Disney, Toyota – mają po co najmniej 70 lat. Oczywiście wszystkie od powstania zmieniały się, czasami bardzo gruntownie.

Nokia zaczynała w 1865 r. jako fabryka masy papierniczej, następnie zajmowała się produkcją kabli i galanterii gumowej. Dziś to największy producent telefonów komórkowych na świecie.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy