Białorusini nie kryją, że negocjacje z Rosjanami w sprawie budowy elektrowni utknęły. Szef Instytutu Badań Energetycznych i Jądrowych „Sosny” białoruskiej Akademii Nauk Wiaczesław Kuuszynau oświadczył ostatnio, że Rosjanie żądają dopuszczenia do udziału w zyskach od sprzedaży energii. Bo będzie ona produkowana w elektrowni wybudowanej przez Rosję za środki z rosyjskiego kredytu.
– Nikt nie chce ustąpić – mówił dziennikarzom Kuuszynau. Naukowiec ujawnił, że Białoruś proponuje stworzenie wspólnej spółki, która zajmowałaby się sprzedażą wyprodukowanej na Białorusi energii. W tym przypadku zdaniem Mińska Białoruś (w ramach wspólnej przestrzeni gospodarczej z Rosją) powinna otrzymać dostęp do rosyjskich sieci przesyłowych, by móc bez opłat tranzytowych sprowadzać energię np. z Kazachstanu.
Nie ma jeszcze odpowiedzi Rosjan. Moskiewski analityk ze spółki inwestycyjnej IFK Metropol Siergiej Biejdin w rozmowie z białoruskim portalem Naviny.by tłumaczył, że udział Rosjan w zyskach tłumaczy się tym, że Rosja będąca eksporterem energii elektrycznej nie chce sobie robić konkurenta w regionie bałtyckim. W 2016 r. ma być bowiem oddany pierwszy blok elektrowni atomowej w Kaliningradzie. Właśnie ona w założeniu Rosjan ma zabezpieczyć potrzeby energetyczne regionu.
[wyimek]94 procent energii na Białorusi produkowane jest z rosyjskiego gazu[/wyimek]
W przypadku klęski negocjacji z Rosją w sprawie budowy elektrowni atomowej Białoruś jest gotowa rozpatrzyć propozycje innych światowych inwestorów. O takiej możliwości jeszcze w sierpniu mówił dziennikarzom prezydent Białorusi Aleksander Łukaszenka, przyznając, że Rosjanie, „wykorzystując czysto subiektywne czynniki, zaczęli nas przyciskać”.