Kończy się dawna forma handlu sztuką i antykami. W kraju zamknięto wiele galerii i antykwariatów. Inne będą dostępne tylko dla wybranych. Szkodliwie zachwiana została proporcja pomiędzy handlem aukcyjnym a codzienną sprzedażą. Na aukcjach sprzedają się najdroższe, rzadkie rzeczy muzealnej klasy lub najtańsze prace debiutantów w cenach do 1 tys. zł. Nie budzi zainteresowania średnia oferta w średnich cenach, która spada z aukcji. Tam znajdziemy świetne rzeczy za małe pieniądze.
Testem kondycji rynku są co roku wyniki np. sprzedażnej wystawy w Sopockim Domu Aukcyjnym. Firma zamiast aukcji organizuje tematyczne wystawy, na których oferuje wyselekcjonowane obiekty. W tym roku zgromadzono 370 pejzaży nierzadko wybitnych artystów w cenach ok. 10 – 40 tys. zł, było sporo świetnych prac w cenie około tysiąca złotych. Sprzedało się ok. 25 proc. oferty. To zdecydowanie mniej niż przed kryzysem. Ale to równocześnie mniej więcej tyle samo, ile sprzedał np. Rempex na pierwszej powakacyjnej aukcji.
W Rempeksie wystawiono 210 dzieł sztuki dawnej, w tym rzemiosło artystyczne, oraz 68 dzieł sztuki współczesnej. Licytowano tylko 51 obiektów. W tym 70 proc. uzyskało ceny warunkowe (!), czyli niższe od ceny wywoławczej żądanej przez właściciela. Nie wiadomo, czy wszyscy właściciele zaakceptują te propozycje cenowe. Pośród licytowanych obiektów tylko pięć uzyskało ceny wyższe od wywoławczych, natomiast dziesięć sprzedano za cenę wywoławczą.
[srodtytul]Nikt nie chciał Opałki[/srodtytul]
Spadły z licytacji dzieła wybitnych artystów, np. Jacka Malczewskiego, Zofii Stryjeńskiej, Zdzisława Beksińskiego, Romana Opałki, Jerzego Tchórzewskiego. Jednak były to prace typowe, spotykane na rynku. Ale spadły także obrazy naprawdę ciekawe i tanie, jak choćby obraz Teofila Ociepki z ceną 6 tys. zł. Wyraźne zainteresowanie wzbudził efektowny, dekoracyjny obraz Józefa Pankiewicza, ale rynek zaproponował za niego 110 tys. przy wyższej cenie wywoławczej 130 tys. zł.