Dzieła sztuki na aukcjach

Tanie wartościowe rzeczy znajdziemy pośród spadów z licytacji

Publikacja: 07.10.2010 01:13

110 tys. zł zaproponowano za obraz Józefa Pankiewicza

110 tys. zł zaproponowano za obraz Józefa Pankiewicza

Foto: Fotorzepa

Kończy się dawna forma handlu sztuką i antykami. W kraju zamknięto wiele galerii i antykwariatów. Inne będą dostępne tylko dla wybranych. Szkodliwie zachwiana została proporcja pomiędzy handlem aukcyjnym a codzienną sprzedażą. Na aukcjach sprzedają się najdroższe, rzadkie rzeczy muzealnej klasy lub najtańsze prace debiutantów w cenach do 1 tys. zł. Nie budzi zainteresowania średnia oferta w średnich cenach, która spada z aukcji. Tam znajdziemy świetne rzeczy za małe pieniądze.

Testem kondycji rynku są co roku wyniki np. sprzedażnej wystawy w Sopockim Domu Aukcyjnym. Firma zamiast aukcji organizuje tematyczne wystawy, na których oferuje wyselekcjonowane obiekty. W tym roku zgromadzono 370 pejzaży nierzadko wybitnych artystów w cenach ok. 10 – 40 tys. zł, było sporo świetnych prac w cenie około tysiąca złotych. Sprzedało się ok. 25 proc. oferty. To zdecydowanie mniej niż przed kryzysem. Ale to równocześnie mniej więcej tyle samo, ile sprzedał np. Rempex na pierwszej powakacyjnej aukcji.

W Rempeksie wystawiono 210 dzieł sztuki dawnej, w tym rzemiosło artystyczne, oraz 68 dzieł sztuki współczesnej. Licytowano tylko 51 obiektów. W tym 70 proc. uzyskało ceny warunkowe (!), czyli niższe od ceny wywoławczej żądanej przez właściciela. Nie wiadomo, czy wszyscy właściciele zaakceptują te propozycje cenowe. Pośród licytowanych obiektów tylko pięć uzyskało ceny wyższe od wywoławczych, natomiast dziesięć sprzedano za cenę wywoławczą.

[srodtytul]Nikt nie chciał Opałki[/srodtytul]

Spadły z licytacji dzieła wybitnych artystów, np. Jacka Malczewskiego, Zofii Stryjeńskiej, Zdzisława Beksińskiego, Romana Opałki, Jerzego Tchórzewskiego. Jednak były to prace typowe, spotykane na rynku. Ale spadły także obrazy naprawdę ciekawe i tanie, jak choćby obraz Teofila Ociepki z ceną 6 tys. zł. Wyraźne zainteresowanie wzbudził efektowny, dekoracyjny obraz Józefa Pankiewicza, ale rynek zaproponował za niego 110 tys. przy wyższej cenie wywoławczej 130 tys. zł.

Wyniki komentuje Marek Lengiewicz z Rempeksu: – Na rynku trwa korekta cen. Właściciele przyzwyczaili się do dobrych cen, bo przed kryzysem przez kilka lat szły do góry średnio 10 – 15 proc. rocznie. Wzrost zatrzymał się dwa lata temu, ale wysokie cenowe oczekiwania niektórych właścicieli pozostały na dawnym poziomie. Niektórzy nadal żądają relatywnie wysokich cen. Bardzo wolno następują zmiany w mentalności! Wydaje mi się, że oswajanie się z nową sytuacją rynkową może potrwać jeszcze ok. roku. Generalnie poziom cen spadł.

Najgorsze rynek ma już za sobą. Do końca tego roku obroty stopniowo będą rosły. Większość transakcji będzie warunkowych. Transakcje bardzo rzadko będą, moim zdaniem, przekraczały 100 tys. zł. Na zachodnich aukcjach ceny poloników też spadły. Coraz częściej kupują tam Polacy mieszkający w świecie. Parę lat temu było tak, że obraz polski sprzedany na zachodniej aukcji, w krótkim czasie oferowany był w kraju. Teraz coraz częściej polonika są kupowane, ale w kraju pojawiają się znacznie rzadziej – prognozuje Lengiewicz.

Jacek Kucharski, Sopocki Dom Aukcyjny: – Trudno mówić o kryzysie, jeśli w tym samym czasie doskonale sprzedaliśmy dzieła secesji, w cenach od kilkunastu do kilkudziesięciu tysięcy. Tak samo poszły wszystkie obrazy z wystawy marynistycznej. Z wystawy pejzażu klienci wybrali najpiękniejsze obiekty, kryterium zakupu była uroda, nie zaś nazwisko malarza. Skutki kryzysu uderzyły w klasę średnią, która mogła swobodnie wydać na obraz ok. 5 – 10 tys. zł. Rynek jest w słabej kondycji, ale będzie szedł do góry. Właściciele dzieł sztuki widzą, że niewiele się sprzedaje i powoli urealniają ceny. Na Zachodzie, np. na aukcjach w wiedeńskim Dorotheum lub w Niemczech, ceny polskich rzeczy spadły o połowę. Polacy już nie walczą na aukcjach jak przed kryzysem! W grudniu zrobimy kolejną aukcję sztuki najmłodszych, bo sierpniowa poszła doskonale – powiedział Kucharski

[srodtytul]Inwestorom brak odwagi[/srodtytul]

Z kolei Rafał Kamecki z portalu rynku sztuki Artino.pl uważa, że obroty na rynku mogą być w tym roku wysokie, ale będą generowane przez niewiele sprzedaży najdroższych obiektów o muzealnej wartości. Na rynku pojawiły się najdroższe dzieła z najwyższej półki, które, jak można przypuszczać, przed kryzysem nie trafiłyby pod młotek. Na te najlepsze obiekty z reguły są klienci. Panuje stagnacja, gdy chodzi o średniej klasy obiekty w cenach ok. od 10 do 100 tys. zł. Średniozamożni klienci, nawet gdy mają pieniądze, to nie mają odwagi, żeby wydać je na dzieła sztuki. To może być odległy skutek kryzysu ekonomicznego – mówi Kamecki.

[wyimek][b]100 tys. zł[/b] to górna granica najbliższych transakcji; tak prognozują antykwariusze[/wyimek]

Regułą jest, że ciekawsze przedmioty z antykwariatów w pierwszej kolejności trafiają na warszawskie aukcje. Dopiero gdy spadną z licytacji, wracają do oferty antykwarycznej. To w Polsce plaga! Dlatego antykwariusze mówią, że aukcje niszczą codzienny handel. Przez to oraz przez wzrost czynszów antykwariaty są zamykane lub muszą rezygnować z lokali w centrach miast. W Krakowie Connaiseur z frontu kamienicy przeniósł się do oficyny, Nautilus ze ścisłego centrum na obrzeża Plant, Space Gallery przeniosła się do tańszego lokalu. W Warszawie Marek Mielniczuk wrócił spod Hotelu Bristol do Panoramy.

Kilka dni temu Desa Unicum otworzyła siedzibę po generalnym remoncie. Na wernisażu dla wybranych zaprezentowano najlepsze dzieła sprzedane w ostatnich latach, wypożyczone specjalnie od nabywców. To było jak skarby sezamu! Tylko tak wysokiej klasy rzeczy powinny trafiać pod młotek. Wówczas nie byłoby konkurencji pomiędzy domami aukcyjnymi i antykwariatami.

[srodtytul]Zakupy tylko dla wybranych[/srodtytul]

Antykwariusze przystosowują się do nowej sytuacji. Na przykład zmienia charakter wysoko ceniony przez największych kolekcjonerów (zwłaszcza muzealnej rzemiosła artystycznego) antykwariat Leszka Wąsa w Bielsku-Białej. – Wynosimy się z lokalu, gdzie każdy może wejść z ulicy. Przenosimy się na piętro i żeby wejść, trzeba będzie najpierw zadzwonić. Będziemy handlowali tylko antykami wysokiej klasy, rezygnujemy z rzeczy typu np. porcelana z popularnych wytwórni lub słabsze meble. Skoncentrujemy się na handlu z muzeami oraz kolekcjonerami lub miłośnikami sztuki, którzy dobrze wiedzą, czego na rynku szukają.

Z naszych szacunków wynika, że ze sprzedaży poważnych obiektów do muzeów przez lata finansowaliśmy utrzymanie salonu, choć prawie nikt z ulicy nic już nie kupował. Dodatkowo w marcu dostaliśmy informację o podwyżce czynszu o 50 proc. Władze miejskie nie doceniają znaczenia antykwariatów lub galerii dla kultury narodowej. Na kondycję antykwariatów wpływa fakt, że domy aukcyjne są dla nich uciążliwą konkurencją. Rynek powinien opierać się na codziennym handlu, nie zaś tylko na niewielu spektakularnych aukcyjnych sprzedażach – mówi Leszek Wąs.

Grażyna Niezgoda od 20 lat prowadzi w Przemyślu antykwariat popularny i ceniony w kraju (www.niezgoda.pl). Za kryzys w handlu wini m.in. zmiany w modzie i w stylu życia.

[srodtytul]Nowe domy bez obrazów[/srodtytul]

– Nastąpił całkowity zanik mody na antyki. Architekci wnętrz kreują nowoczesne mieszkania, gdzie są puste ściany i tylko ekran kina domowego. Nie ma tam obrazów, grafik, książek. To samo widzimy w czasopismach wnętrzarskich. Myślę, że jest to wynik zmiany stylu życia. Jak w piosence Kazika zamożni ludzie spędzają cały dzień w pracy, wieczór zaś w pubie, puste mieszkanie jest wygodniejsze, prostsze w obsłudze.

W XXI wieku skończyła się miłość do pięknych przedmiotów, jaką można było zaobserwować jeszcze 10 lat temu. Prawdziwe antyki, jakimi handlowałam już 30 lat temu w Desie, dziś nie wychodzą na rynek, jak np. porcelana z wytwórni w Korcu czy Baranówce. Teraz jest piękne, muzealnej klasy, wzornictwo z lat 50 i 60. XX wieku, jest fotografia kolekcjonerska, byłoby czym handlować, ale nie ma klientów! – kontynuuje Niezgoda.

Następuje wymiana pokoleń. Kondycja rynku jest trudna. Dziś mam dobry towar, ale nie ma zainteresowania. Jeszcze parę lat temu prywatni klienci utrzymywali ze mną stały kontakt: przychodzili, telefonowali, przysyłali listy. Nie wiem, czy to jest stan przejściowy? A może rynek osiągnął pewien nowy trwały etap rozwoju? Koledzy ze Stowarzyszenia Antykwariuszy Polskich skarżą się na to samo – informuje Grażyna Niezgoda.

[b][link=http://www.rp.pl/temat/181795.html]Czytaj więcej o kolekcjonowaniu antyków[/link][/b]

Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Promocyjny
Lenovo i Motorola dalej rosną na polskim rynku