Polskie hity eksportowe

Największe wzięcie za granicą mają żywność, meble, jachty i autobusy

Publikacja: 15.04.2011 04:12

Polska chałwa uchodzi za rarytas nawet w Turcji, którą z kolei my uważamy za królestwo tych słodyczy

Polska chałwa uchodzi za rarytas nawet w Turcji, którą z kolei my uważamy za królestwo tych słodyczy

Foto: FREE/STOCK FOOD

Gdyby przybysz z kosmosu, choćby taki Ziggy Stardust z Marsa, wymyślony przez Davida Bowiego, chciał przekazać swojej cywilizacji prawdziwy obraz kraju zwanego Polską na podstawie dóbr, jakie sprzedajemy innym krajom, miałby – używając sformułowania Ziemian – twardy orzech do zgryzienia. Z perspektywy hitów eskportowych jawimy się bowiem jako kraj przeciwieństw.

Z jednej strony produkty co najmniej tradycyjne – pieczywo, alkohol, mleko, słodkości i rękodzieło. Z drugiej – skomplikowane technicznie maszyny. Hasło „creative tension" (twórcze napięcie) ukute na potrzeby promocji Polski przez światowego specjalistę od marketingu Wally'ego Ollinsa pasuje w tym kontekście jak ulał.

Gościa z innej galaktyki przekonalibyśmy więc o polskiej gościnności, racząc chlebem, chałwą i pojąc... tu już niekoniecznie wódką, bo krajowe marki, jak się okazuje, są słabo znane – ale na przykład sokiem Kubuś.

Na pożegnanie dostałby model solarisa. Mimo napędu hybrydowego autobus raczej nie uniósłby go w przestworza, ale wyrób fabryki w Bolesławicach ze względu na nazwę mógłby bardziej przypaść do gustu mieszkańcom innych układów słonecznych niż na przykład kombajn ścianowy z katowickiego Famuru, równie ceniony przez zagranicznych odbiorców.

Pies wypiera krasnala

Na razie dziesiątkę towarów najchętniej kupowanych przez obcokrajowców w Polsce, tak zwaną Top 10 Polish Exports, otwiera niezmiennie lniany obrus. Goście z Zachodu jako pierwsi zgodzili się ze sloganem „Ozdobi ciebie i twój stół" – zauważają autorzy strony internetowej „Facts From Poland".

Drugie miejsce zajmują ogrodowe krasnale, które jednak lata największej świetności mają już za sobą i ostatnio ustąpiły miejsca psom, kotom, łabędziom i innym gipsowym stworzeniom. Inne kojarzone z Cepelią wyroby z tego zestawienia to góralskie kierpce, biżuteria z bursztynu i ceramika z Bolesławca, lubiana zwłaszcza przez Niemców i Włochów.

Ale na liście są też dzieła młodych polskich artystów, takich jak Wilhelm Sasnal czy Agata Bogacka, oraz szkło z Krosna projektowane przez młodych absolwentów Akademii Sztuki we Wrocławiu. No i oczywiście polska wódka.

Z wódką jest jednak kłopot, bo choć jesteśmy największym jej producentem w Unii Europejskiej i czwartym na świecie, to nie umiemy jej odpowiednio promować. W efekcie w całym eksporcie wyrobów spirytusowych Unii wynoszącym 4,6 mln hektolitrów (z czego 21 proc. przypada na wódki) polskie marki mają marne 3 proc. udziału.

Jak twierdzi Leszek Wiwała, prezes Związku Pracodawców Polskiego Przemysłu Spirytusowego, to efekt „pozostawienia branży samej sobie przez rząd" oraz przedłużającej się prywatyzacji, która opóźniła plany podboju obcych rynków.

Zamiast wódką możemy za to chwalić się innymi napojami made in Poland.

Po pierwsze koncentratem soku jabłkowego dla przemysłu, w którego produkcji tradycyjnie byliśmy potęgą. A to dlatego, że wytwarza się go z kwaśnych jabłek, nigdzie indziej niespotykanych w takich ilościach.

Teraz sprzedajemy za granicę też opracowane na bazie jabłek i innych owoców soki i napoje. Rozsmakowali się w nich szczególnie Niemcy i mieszkańcy Europy Południowej.

Maspex, jeden z głównych krajowych producentów, liczy na powodzenie soków z marchwi w Rumunii i Bułgarii. Dobrze sprzedaje się też polska woda mineralna. Spółdzielnia Muszynianka eksportuje w ciągu roku 2,5 mln litrów wody do Stanów Zjednoczonych, Kanady i Australii. Można ją kupić nawet w nowojorskiej siedzibie ONZ.

– Moda na produkty regionalne i ekologiczną żywność pomaga polskim eksporterom – mówi Maria Szwarc z Polskiej Izby Gospodarczej Importerów, Eksporterów i Kooperacji. – Konsumenci z Europy Zachodniej są skłonni zapłacić za tego typu wyroby wyższą cenę, bo wiedzą, że kupują dobrą jakość.

Witanie Europy chlebem

Jak pokazuje przykład ciasteczek z „Tajemnicy morderstwa na Manhattanie" Woody'ego Allena, bez trudu można podbić nawet najbardziej wymagający rynek, jeśli tylko znajdzie

się odpowiednią niszę. Dla Polski stały się nią tradycyjne towary, których jesteśmy jedynymi dostawcami albo wytwarzamy je znacznie lepiej niż inni: – Produkty spożywcze, a zwłaszcza wędliny i produkty ekologiczne, owoce miękkie i twarde, w tym zwłaszcza jabłka, wyroby regionalne, w tym np. oscypki, sękacz, kiełbasy, produkty mleczarskie, w tym np. mleko w proszku, pieczarki, grzyby leśne, ogórki konserwowe, mrożonki warzywne i owocowe – wylicza Mieczysław Twaróg, prezes Stowarzyszenia Eskporterów Polskich.

Ministerstwo Gospodarki odnotowało, że w ubiegłym roku eksport chleba, pieczywa cukierniczego, ciast i ciastek – bo tak nazywa się ta kategoria wyrobów eksportowych – wzrósł o prawie 9 proc. w stosunku do 2009 r. Za granicę trafiło pieczywo o wartości 516 mln euro, to cztery razy więcej, niż sprzedaliśmy alkoholu.

Pomaga nam moda na ekologię. Dobrymi ambasadorami polskiego pieczywa okazują się również emigranci, którzy reklamują go w krajach, do których pojechali... za chlebem właśnie?

Nie doceniają go natomiast krajowi odbiorcy. W ciągu ostatnich dziesięciu lat spożycie pieczywa w Polsce spadło z 57 do 22 kilogramów na osobę, głównie na skutek rosnącej popularności chipsów (wśród amatorów fast foodów) czy różnego rodzaju muesli (wśród wyznawców zdrowego stylu życia).

Z kolei Arabowie cenią kunszt polskich zakładów cukierniczych tak bardzo, że polska chałwa w Turcji i sąsiadujących z nią krajach uchodzi w porównaniu z wyrobami krajowymi za rarytas. Polskie słodycze podbiły też rynki Rosji, Ukrainy i Izraela.

Do niedawna znakomicie sprzedawało się również polskie mleko w proszku, ale jego wysokie ceny na światowych rynkach w połączeniu z drożejącym masłem zmniejszyły wartość eksportu o 30 proc. Za to polskie sery typu holenderskiego, jak gouda i edamski, nie ustępują ciągle popularnością holenderskim oryginałom.

Autobusem lub jachtem

A skoro już o Holandii mowa, mieszkańcy Amsterdamu niedługo będą mieć okazję poznać sprawdzoną już jakość polskich autobusów. Spółka Mobilis wygrała przetarg na obsługę transportu publicznego w Amsterdamie i będzie obsługiwać sieć podmiejskich linii na terenie metropolii. To największy kontrakt usługowy polskiej firmy w Europie Zachodniej.

O jakości polskich autobusów mogli przekonać się już m.in. Szwedzi. Polska jest trzecim producentem tych pojazdów w Unii, jednak w ubiegłym roku ich eksport, rosnący w ciągu ostatniej dekady o 100 proc., skurczył się o jedną czwartą. Winić za to można głównie globalny kryzys.

Za to Portugalczycy wolą jachty. Od stycznia do listopada 2010 r. wartość ich eksportu do tego kraju wyniosła 270 tys. euro, przy 137 tys. euro w 2009 r. Znów udało się nam wykorzystać niszę – inni wystawcy nie mają w ofercie jachtów o długości od 6,7 do 10 metrów, a ponadto polskie firmy skutecznie konkurują z nimi ceną.

– Z polskich wyrobów high tech renomą za granicą cieszą się też zespoły i podzespoły dla przemysłu lotniczego wytwarzane w rzeszowskiej Dolinie Lotniczej m.in. przez firmę Ankol – wskazuje Mieczysław Twaróg.

Ingvar Kamprad, założyciel IKEA, przyjeżdżając po raz pierwszy do Polski w styczniu 1961 r. i podpisując kontrakt na krzesła ÖGLA w fabryce mebli giętych w Radomsku, miał dobrego nosa. Dziś Polska zajmuje czwarte miejsce na świecie w eksporcie oraz dziesiątą pozycję w produkcji. Wysyłamy meble do Niemiec, Francji, Czech, Wielkiej Brytanii, Szwecji, Holandii, Belgii i USA.

Przypadek Kamprada pokazuje jednak także polski problem meblarski podobny do tego, z jakim borykamy się w odniesieniu do wódki. Otóż rzadko który zagraniczny odbiorca wie, że polscy wytwórcy mebli są tacy świetni, bo nasze towary sprzedawane są głównie pod marką miejscowych dystrybutorów.

Pudrem, szminką podbić świat

Wargi Olimpii były pełne obietnic, pachniały znakomitą szminką – pisał w „Złym" Leopold Tyrmand. Doktor Halski, bohater powieści, nie bez powodu przykłada do kosmetycznego sztafażu kobiety nie mniejszą uwagę niż do jakości jej urody.

Szminkę z prawdziwego zdarzenia można było wówczas dostać tylko u przedstawicieli prywatnej inicjatywy, zaś przeciętna urzędniczka musiała zadowolić się wyrobem Zakładów Perfumeryjnych numer 18 w Poznaniu, jak zauważał ten sam autor w „Dzienniku 1954".

Dla mieszkanek innych demoludów szminka marki Celia była za to przedmiotem pożądania. W ich łazienkach stały pudry, cienie do powiek, dezodoranty, wody toaletowe i perfumy wytwarzane przez PRL-owskie zakłady.

Teraz kosmetyki na nowo wracają do łask za granicą. Jedna z największych rodzimych firm – Laboratorium Kosmetyczne Dr Irena Eris – w ubiegłym roku zwiększyła sprzedaż za granicą o 40 proc. Wzrost eksportu prognozują także Dax Cosmetics (we wrześniu sprzedaż za granicę zwiększyła się tam o jedną piątą) oraz spółka Oceanic (15 proc. w jej obrotach stanowi eksport).

Inglot, kojarzony głównie z cieniami do powiek i lakierami do paznokci, ma już m.in. 500-metrowy salon w Nowym Jorku i dwa firmowe sklepy w Las Vegas.

Rodzima branża może odwoływać się nie do byle jakiej tradycji: w końcu to z Polski wywodziła się urodzona na krakowskim Kazimierzu twórczyni kosmetycznego imperium Helena Rubinstein (a jej największa rywalka, Elisabeth Arden, ponoć nazywała biznes HR złośliwie „polską mafią").

Jednak największy udział w polskim eksporcie kosmetyków mają zagraniczne koncerny, jak L'Oreal, Beiersdorf (Nivea) i Avon, które ulokowały w naszym kraju swoje centra produkcyjne, dziś jedne z ich głównych fabryk w Europie.

Z wikliną w ostatnią drogę

Kiedy kilka lat temu do Władysława Sobery z Nowego Tomyśla w Wielkopolsce (specjalność: wiklina, trzcina, drewno; c40 lat doświadczenia w branży) zadzwonił znajomy handlowiec i poprosił o dostawę wiklinowych trumien, ten uznał, że to ponury żart. Dziś już by się nie obruszył jak wtedy, odbierając telefon.

Trumny – służące do kremacji zwłok – za pośrednictwem krajowego kontrahenta zamówili odbiorcy z Wielkiej Brytanii. Sprzedały się błyskawicznie i dziś są przebojem nie tylko na brytyjskim rynku, ale i w innych krajach Europy Zachodniej. Wiklina zostawia bowiem mniej popiołu niż drewno.

W ofercie przedsiębiorstwa są nie tylko cztery wielkości trumien wiklinowych (od 176 do 204 cm długości), ale i służące tym samym celom urny oraz trumny dla psów w formie wiklinowych koszy. Według serwisu internetowego plecionki.pl miesięcznie nabywców za granicą znajduje nawet kilkaset sztuk tych nietypowych funeraliów.

Na trumnach – jakkolwiek dwuznacznie by to nie zabrzmiało – zresztą się nie kończy. Już przed II wojną światową Polska była największym eksporterem wyrobów z wikliny w Europie.

Potem wytwory scentralizowanych pod egidą centrali handlu zagranicznego Coopexim oraz Cepelii spółdzielni plecionkarskich i zakładów przedsiębiorstwa Las jechały na Zachód. Dziś zamiast spółdzielni są prywatni przedsiębiorcy, którzy przyznają, że eksport stanowi nawet i 80 proc. ich sprzedaży. Klienci z zagranicy zamawiają najczęściej kosze i kwietniki o atrakcyjnych wzorach.

Zdaniem Marii Szwarc to bardzo dobrze, że paleta polskich hitów eksportowych jest tak zróżnicowana, bo dzięki temu w momencie załamania się któregoś z rynków czy globalnego kryzysu tracimy mniej.

– Nie narzekałabym też, że dominują wyroby tradycyjne – mówi Maria Szwarc. – Polska to kraj regionów, nie wszystkie mają równie wysoki poziom rozwoju i mogą zapewnić wysoko przetworzone, innowacyjne produkty. Na przykład Wielkopolska, gdzie ma siedzibę nasza firma, to teren tradycyjnie rolniczy i w eksporcie będzie dominować żywność. Powinniśmy traktować to jako nasz atut.

Gdyby przybysz z kosmosu, choćby taki Ziggy Stardust z Marsa, wymyślony przez Davida Bowiego, chciał przekazać swojej cywilizacji prawdziwy obraz kraju zwanego Polską na podstawie dóbr, jakie sprzedajemy innym krajom, miałby – używając sformułowania Ziemian – twardy orzech do zgryzienia. Z perspektywy hitów eskportowych jawimy się bowiem jako kraj przeciwieństw.

Z jednej strony produkty co najmniej tradycyjne – pieczywo, alkohol, mleko, słodkości i rękodzieło. Z drugiej – skomplikowane technicznie maszyny. Hasło „creative tension" (twórcze napięcie) ukute na potrzeby promocji Polski przez światowego specjalistę od marketingu Wally'ego Ollinsa pasuje w tym kontekście jak ulał.

Pozostało 95% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy