Lotnictwo w Polsce ma przed sobą świetne perspektywy. Od wejścia Polski do Unii Europejskiej ruch, zwłaszcza na lotniskach regionalnych i z udziałem tzw. linii niskokosztowych, rośnie jak na drożdżach – uwzględniając rzecz jasna kryzysy o charakterze globalnym dotykające branżę.
Liczba obsłużonych pasażerów w ruchu regularnym i czarterowym wyniosła w 2010 r. 20,5 mln osób. I choć nie udało się osiągnąć 20,6 mln podróżnych sprzed kryzysu w 2008 r., to fakt, iż na statystycznego Polaka przypada zaledwie 0,5 podróży lotniczej rocznie, a np. na Hiszpana prawie cztery, spokojnie każe patrzeć i na sensowność trwających właśnie i zaplanowanych do 2015 r. wartych 5 mld zł inwestycji w portach lotniczych, i na zainteresowanie kapitału zagranicznego inwestowaniem w portach.
Inwestycje te mogą mieć różnoraki charakter. Władze Gdańska chciałyby w tym roku pozyskać partnera, który zajmie się zarządzaniem portem lotniczym i terenami wokół niego, a w następnym kroku mógłby również uczestniczyć w kolejnej fazie rozbudowy portu, obejmując w nim udziały.
Kraków inaczej. Chciałby sprzedać inwestorowi nie więcej niż 30 proc. akcji przy planowanym podniesieniu kapitału spółki, co miałoby dać portowi do 250 mln zł. Jeżeli prywatyzacja krakowskiego lotniska wypali, będzie dobrym sygnałem do naśladowania.
Oczywiście mieliśmy już próby inwestowania ze strony austriackiej spółki Meinl w Sochaczewie i Bydgoszczy, które przyniosły inwestorowi straty, ale był to raczej efekt problemów finansowych spółki jako całości i konieczności przeprowadzenia restrukturyzacji.