Banku Rozliczeń Międzynarodowych, zrzeszającego banki centralne w swym najnowszym raporcie ocenia, że wysoki poziom zadłużenia zarówno sektora publicznego jak i prywatnego oraz rosnąca inflacja są kluczowymi zagrożeniami dla rozwoju światowej gospodarki.
- Tempo wzrostu gospodarczego nie powróci do trendu wyznaczonego przez lata prosperity, ponieważ ówczesny model rozwoju był nie do utrzymania w dłuższym terminie - czytamy w raporcie. - Co więcej, mimo że sytuacja fiskalna wielu krajów przed kryzysem wydawała się relatywnie dobra, to nie powinna dziś stanowić punktu odniesienia, ponieważ wynikała głównie z trwającego boomu na rynku nieruchomości. Zdaniem Jakuba Jaworowskiego, ekonomisty BPH fakt, że już przed kryzysem finanse publiczne wielu rozwiniętych krajów wymagały reform strukturalnych, potwierdza fakt, że gdy wzrost gospodarczy powrócił, deficyty nie zniknęły.
BIS zaznacza jednak, że nie da się powrócić do modelu, w którym sektor budowlany i finansowy napędzają wzrost gospodarczy. - Oznacza to, po pierwsze, że te sektory muszą się skurczyć, co będzie bolesne m.in. ze względu na to, że zatrudniały wielu pracowników, a po drugie, że inne sektory gospodarki muszą przejąć rolę lokomotyw - pisze w komentarzu do raportu Jaworowski. - Jednocześnie będzie przebiegał proces oddłużania w sektorze prywatnym, który poprzez zmniejszenie zadłużenia gospodarstw domowych może negatywnie wpłynąć na konsumpcje, a przez to na wzrost gospodarczy. Z kolei polityka monetarna musi zmierzać do podwyżek stóp procentowych, ponieważ rośnie zagrożenie inflacją.
Ponadto zdaniem ekonomistów BIS luka popytowa w gospodarce światowej może być mniejsza niż się ocenia, ponieważ spadło tempo wzrostu potencjalnego. To oznacza, że inflacja może już rosnąć ze względu na rosnący popyt.
- Jeżeli główne banki centralne świata podzielają opinię BIS, to okres rekordowo luźnej polityki monetarnej zbliża się do końca - zaznacza w swym komentarzu Jaworowski. - Normalizacja stóp procentowych może być początkiem bolesnego procesu dostosowania, który był dotychczas hamowany przez dostępność taniego pieniądza. W rezultacie aktywność gospodarcza może zmaleć, choć do spadków PKB takich jak w szczycie kryzysu już pewnie nie dojdzie.