Bankier inwestycyjny stał na podium w największej sali wykładowej świata.
Właśnie rozpoczynał przemówienie o przyszłości świata. Wszystkie 6000 miejsc było zajętych, najważniejsi ludzie na świecie siedzieli w pierwszych rzędach, mniej ważni dalej. W pierwszych trzech rzędach siedzieli inni bankierzy inwestycyjni, też byli nadludźmi, co wynikało z ich olbrzymiego majątku, ale nie byli tak wielcy i bogaci jak on, największy bankier inwestycyjny. W kolejnych rzędach siedzieli prezydenci i premierzy największych krajów świata, dalej na zmianę prezesi firm, ministrowie, intelektualiści, nobliści, wpływowi przedstawiciele światowych mediów, szefowie instytucji międzynarodowych.
•
– My, bankierzy inwestycyjni – rozpoczął wykład bankier inwestycyjny – wykonujemy pracę Boga. Tworzymy rzeczywistość. Tam, gdzie lokujemy pieniądze powstają fabryki i miejsca pracy, ludzie mogą zarabiać i godnie żyć. Jeżeli zdecydujemy, żeby gdzieś nie inwestować pieniędzy, taki kraj lub region czeka los Hioba. Chyba że ten kraj złoży hołd bankierom inwestycyjnym, wtedy możemy zmienić nasze decyzje, i znowu w tym kraju pojawią się pieniądze i praca, a ludzie będą mieli perspektywy włożenia czegoś do garnka. Nasze pieniądze są fundamentem postępu i rozwoju ludzkości.
Bankier inwestycyjny zawiesił głos i omiótł wzrokiem salę. W sali panowała idealna cisza, 6000 par oczu wpatrywało się w bankiera inwestycyjnego z prawdziwym uwielbieniem, 6000 par uszu było wytężonych do granic bólu, żeby nie uronić żadnego słowa, bo przecież każde słowo było ważne, każde było wielkie. Może było to złudzenie, a może nie, ale wokół głowy bankiera pojawiła się jakby aura, oczy rozbłysły mu światłem w kolorze najczystszego diamentu, głos brzmiał jak grzmot Zeusa i miło dudnił w umysłach słuchaczy, jak 12-cylindrowy silnik najdroższego rolls-royce'a. Tłum powoli pogrążał się w ekstatycznym, hipnotycznym transie.