Ceny dzieł sztuki na polskim rynku w 2011 r.

Hossa trwa na rynku numizmatów i książek. Gorzej jest w handlu obrazami. Dlaczego? Może dlatego, że wartość malarstwa jest bardziej umowna, podlega modom, w dużym stopniu zależy od marketingu? W kryzysie klienci wybrali pewniaki, tzn. numizmaty i białe kruki.

Publikacja: 29.12.2011 00:17

110 tys. zł kosztuje w Desie w Krakowie muzealny obraz Kazimierza Mikulskiego

110 tys. zł kosztuje w Desie w Krakowie muzealny obraz Kazimierza Mikulskiego

Foto: Archiwum

Jakie były popyt i podaż na rynku obrazów? Gorsze niż rok wcześniej. Podstawowe liczby podaje Rafał Kamecki z największego portalu o handlu sztuką Artinfo.pl. W trudnej sytuacji antykwariusze ratowali się zmianą strategii w handlu sztuką, o której mówi Kamecki, to znaczy rozpoczynaniem licytacji od wyjątkowo niskich cen.

Antykwariusze próbują też ratować obroty aukcjami najmłodszej sztuki, które na skutek kryzysu zaczęto intensywnie organizować w 2009 r. W mijającym roku było ich więcej niż rok wcześniej. Odbyło się to kosztem jakości oferty. Na aukcjach tych licytacja zaczyna się od 500 zł, a ceny sprzedaży nierzadko są niewiele wyższe. Z aukcji tych wycofali się lepsi malarze, gdyż nie chcieli kolejny rok sprzedawać na aukcjach poniżej cen, za jakie ich obrazy galerie sprzedają w codziennym handlu.

Doskonale, jak na kryzys, sprzedawano wyjątkowe dzieła. Przykładem „Portret Lizy Pareńskiej" Wyspiańskiego, jaki Agra Art sprzedała za 1,2 mln zł. Tej klasy obrazy pojawiają się na rynku raz na 20 lat. Czy gdyby panowała hossa, obraz ten osiągnąłby wyższą cenę? Sukcesem zakończyła się sprzedaż przed Desę Unicum dzieł wybranych z kolekcji Fundacji Signum. Za 300 tys. euro (!) polski nabywca kupił na aukcji w Niemczech sztandarowy obraz Józefa Chełmońskiego, wystawiony z ceną 3 tys. euro. O tej transakcji pisaliśmy. To kolejny przykład, że zachodni antykwariusze nadal nie zadają sobie trudu, żeby rozpoznawać i starannie opracowywać polskie obrazy, jakby nie doceniali pasji i zamożności polskich klientów.

Od lat trudno jest wiarygodnie zbilansować obroty na rynku aukcyjnym malarstwa. Nie zawsze wiadomo, czy transakcja przybita młotkiem faktycznie doszła do skutku. I nie ma instrumentów, by to sprawdzić. Nadal się zdarza, że obrazy rzekomo rekordowo sprzedane na aukcji za chwilę gdzie indziej oferowane są za istotnie niższą cenę. Uwagi te nie dotyczą rynku bibliofilskiego i numizmatycznego.

Opłaca się szukać. Jak zawsze można było znaleźć wyjątkowe okazje w różnych przedziałach cenowych. Na grudniowych 9. Targach Sztuki proponowano za 1 – 1,5 tys. zł dzieła Jana Marcina Szancera (akwarela, tusz), przedstawiające Pana Kleksa. Czy to dużo za oryginał legendarnej okładkowej ilustracji? W Rempeksie za cenę wywoławczą 70 tys. zł sprzedano sztandarowy „Autoportret" Wojciecha Kossaka (126 na 96). Dzieło wymarzone nad kominek lub kanapę w burżujskim salonie. – To naprawdę dobry obraz! Parę lat temu poszedłby za co najmniej 100 tys. zł – mówi Marek Lengiewicz.

Opłaca się, jak zawsze, chodzić po antykwariatach, bo nie wszystkie najlepsze dzieła firmy wystawiają na aukcje. Na przykład w krakowskiej Desie można kupić lub choćby obejrzeć muzealnej klasy dzieło Kazimierza Mikulskiego (fot. powyżej).

Paweł Niemczyk ze stołecznego Antykwariatu Numizmatycznego informuje o wynikach swojej firmy. Inne antykwariaty zanotowały także świetne wyniki. Warszawskie Centrum Numizmatyczne zorganizowało cztery aukcje, każda ze średnim obrotem ok. 2,5 – 2,8 mln zł, przy bogatej ofercie kolekcjonerskich przedmiotów w różnych cenach. Stacjonarne aukcje numizmatów organizują trzy antykwariaty.

Wzrosły obroty na aukcjach bibliofilskich. Zastanawiają wyraźnie dysproporcje cenowe między branżami. Nie płacimy za książki po pół miliona jak za monety. Na przykład 120 tys. zł (wyw. 60 tys. zł) zapłacono w Bydgoszczy za książkę pochodzącą z biblioteki ostatniego króla z dynastii Jagiellonów. Czy to naprawdę rekordowa cena? Zwłaszcza w Polsce. Wszędzie na świecie bibliofile to elita kolekcjonerów, to zbieracze najbardziej kompetentni. Tak samo jest u nas! Książka z superekslibrisem króla Zygmunta Augusta jest na pewno mniej efektowna niż obraz np. Wojciecha Fangora.

Krakowski antykwariat Nautilus, który specjalizuje się w handlu grafiką artystyczną, z sukcesem przeprowadził w tym roku cztery bogate aukcje, gdy w poprzednich latach organizował po dwie. Doskonałą kondycję rynku grafiki potwierdza oferta Grafiterii, firmy prowadzonej przez kolekcjonerkę Magdalenę Sosenko. Stabilizuje się rynek fotografii, widać to po wynikach niedawnej aukcji. Świetną propagandą kolekcjonerstwa była wystawa zbiorów fotografii Stefana Okołowicza i Ewy Franczak w Muzeum w Wilanowie.

W tym roku, jak zawsze, podstawowym źródłem informacji dla kolekcjonerów był portal (www.kolekcjonerstwo.pl), prowadzony od dziesięciu lat przez Ryszarda Kruka. Ukazały się cenne książki, np. Wielka Encyklopedia Malarstwa Polskiego. Zawiera ponad 2 tysiące reprodukcji poloników ze 100 prywatnych kolekcji, z muzeów w Polsce i na świecie

Rafał Kamecki, Artinfo.pl

Na rynku sztuki maleje liczba kolekcjonerskich obiektów oferowanych przez domy aukcyjne w cenie powyżej 50 tys. zł. Było ich 280 (sprzedano 118). Dla porównania w 2010 roku wystawiono 360 obrazów w cenie powyżej 50 tys. zł, a sprzedano 160. Domy aukcyjne szukają rozwiązań mogących zachęcić nowych klientów do kupna. Wzorem aukcji na zachodzie zamiast samej ceny wywoławczej zaczęto podawać estymację, czyli widełki cenowe. Licytację rozpoczyna się od cen istotnie niższych niż dolna wartość wyceny szacunkowej. Często jest to wartość niższa nawet o połowę. To ożywia licytacje, skutecznie przyciąga nowych nabywców, którzy niejednokrotnie płacą wysokie ceny. Ten system wykorzystuje Desa Unicum i Agra-Art. Natomiast Rempex stosuje sprawdzoną metodę ofert warunkowych, w których przyjmowane są zejścia nawet o 30 proc. poniżej ceny wywoławczej. W opisie katalogowym obrazów pojawiła się proweniencja, która u nas, tak jak na Zachodzie, zaczyna mieć wpływ na wysokość osiąganych cen.

Paweł Niemczyk, antykwariusz

Rekordy cenowe pobudzają rozwój branży. Na wiosennej aukcji mieliśmy niespotykany wcześniej na krajowym rynku obrót 12,3 mln zł. Wynik ten możliwy był dzięki szczególnemu doborowi wyselekcjonowanych obiektów. Wystawiliśmy 344 najrzadsze lub najładniej zachowane monety polskie i z Polską związane. Na wysokie ceny znaczny wpływ ma także proweniencja zbioru. Monety ze znanych kolekcji, jak np. Potockich, Radziwiłłów, Czapskiego, uzyskiwały notowania dwukrotnie wyższe niż porównywalne monety bez sławnego pochodzenia. To była nasza druga aukcja. Na pierwszej, w październiku 2010 r., sprzedaliśmy 185 monet, w tym najdroższą srebrną monetę polską – talar Morikofera 1766 r. za ponad 600 tys. złotych. Dużym zainteresowaniem inwestorów cieszą się monety złote, niekoniecznie bardzo rzadkie. Kolejną aukcję planujemy tuż po zakończeniu Euro 2012. Powodzeniem cieszą się regularnie organizowane przez nas aukcje internetowe. Osiągane są ceny niekiedy nawet wyższe niż na aukcjach stacjonarnych.

Paweł Podniesiński, analityk rynku bibliofilskiego

Na bibliofilskim rynku aukcyjnym obroty systematycznie rosną. W 2011 roku wyniosły ok. 10,4 mln zł (w 2010 było to ok. 9,8 mln zł). W minionych latach osiągano niższe obroty ze sprzedaży większej liczby obiektów. Z obserwacji aukcji wynika, że ostro licytują przeważnie przedsiębiorcy, którzy dobrze znają wagę pieniądza. Doceniają tym samym nie tylko wartość symboliczną książek, ale także inwestycyjną. Na przykład w Lamusie wyjątkowy dokument z autografem króla Jana Kazimierza sprzedano za 80 tys. zł. (wyw. 12,5 tys. zł). Niezmiennie od lat warszawski antykwariat Lamus ma najwyższe obroty (ok. 5,5 mln zł) i udział w rynku ok. 53 proc. Optymistyczny jest fakt, że dobre wyniki ma np. Bydgoski Antykwariat Naukowy. Z pozoru to prowincja, a padają tam cenowe rekordy. Jest niska podaż obiektów unikatowych. Ci, którzy kupili białe kruki, nie muszą ich wyprzedawać, doceniają je jako dobrą lokatę kapitału.

Jakie były popyt i podaż na rynku obrazów? Gorsze niż rok wcześniej. Podstawowe liczby podaje Rafał Kamecki z największego portalu o handlu sztuką Artinfo.pl. W trudnej sytuacji antykwariusze ratowali się zmianą strategii w handlu sztuką, o której mówi Kamecki, to znaczy rozpoczynaniem licytacji od wyjątkowo niskich cen.

Antykwariusze próbują też ratować obroty aukcjami najmłodszej sztuki, które na skutek kryzysu zaczęto intensywnie organizować w 2009 r. W mijającym roku było ich więcej niż rok wcześniej. Odbyło się to kosztem jakości oferty. Na aukcjach tych licytacja zaczyna się od 500 zł, a ceny sprzedaży nierzadko są niewiele wyższe. Z aukcji tych wycofali się lepsi malarze, gdyż nie chcieli kolejny rok sprzedawać na aukcjach poniżej cen, za jakie ich obrazy galerie sprzedają w codziennym handlu.

Pozostało 88% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy