Fani „Hobbita" Tolkiena zbierają edycje tej książki we wszystkich językach. Dlatego są zainteresowani również naszymi wydaniami. Takie bez obwoluty i w kiepskim stanie kosztuje w stołecznym antykwariacie Atticus (www.atticus.pl) 60 zł.
Dowiemy się o tym odwiedzając antykwariaty. Często tylko na półkach wyszperamy skarby. Nadal, co trudno zrozumieć, nawet renomowane antykwariaty nie mają swoich stron internetowych. Nierzadko właściciel przedmiotu oddawanego w komis nie godzi się na jego powszechną prezentację, bo jeśli rzecz ta znajduje się w ofercie zbyt długo, uchodzi za niechcianą. Chodzenie po antykwariatach to relaks. Poza tym zyskujemy lepszą orientację w ofercie rynkowej. I poznajemy innych kolekcjonerów. Ciekawe rzeczy znajdziemy nawet na początku roku, choć wybór jest wtedy z reguły mniejszy.
Podobnie jak „Hobbit" rekordy cenowe biją polskie plakaty do hitów światowego kina, np. do „Rzymu" Felliniego. Za plakat Waldemara Świerzego do „Bulwaru zachodzącego słońca" światowi miłośnicy tego filmu płacili w USA 3-5 tys. dolarów; chodziło im o to, żeby mieć do kompletu także polskie dzieło. Na taki nadzwyczajny wzrost cen liczyć mogą wyłącznie tytuły o wartości uniwersalnej, budzące powszechne zainteresowanie na świecie.
Największą ofertę plakatów mają warszawska Galeria Grafiki i Plakatu (www.galeriagrafikiiplakatu.pl) oraz krakowska Galeria Plakatu Krzysztofa Dydo (www.cracovpostergallery.com). Plakatowe niespodzianki możemy znaleźć w innych antykwariatach, zwłaszcza w tych, do których akurat trafił dobytek z likwidacji mieszkania.
Autorska biżuteria
Wędrówkę po antykwariatach tym razem zaczynamy od Muzeum Sztuki Złotniczej w Kazimierzu Dolnym (www.muzeumnadwislanskie.pl). Do końca maja potrwa tam wystawa kilkuset eksponatów powojennej polskiej srebrnej biżuterii z prywatnej kolekcji prof. Ireny Huml. Na co dzień zbiór jest depozytem w Galerii Sztuki w Legnicy.