Od września 2011 r. ceny akcji na warszawskiej giełdzie wzrosły o jedną czwartą. Prym wiodły walory małych i średnich firm. Wskaźnik mWIG40 podskoczył w tym czasie o 44 proc.
Zdecydowanym liderem okazał się Elzab. Wartość jego papierów wzrosła ponadośmiokrotnie. O przeszło 500 proc. podrożały akcje firmy Eko Export zajmującej się pozyskiwaniem i sprzedażą mikrosfery. Ostatnie trzy lata były także znakomitym czasem dla akcjonariuszy spółek handlowych. Ceny akcji Monnari i LPP wzrosły o ponad 300 proc.
Choć giełdowe indeksy są nad kreską, prawie dwie trzecie firm ma dziś kursy niższe niż trzy lata temu. A to pokazuje, że hossa była bardzo wybiórcza. Wśród największych spółek korzystnie wyróżniły się walory mBanku i Banku Handlowego. Mocno straciły natomiast akcje PBG i ukraińskiego Kernelu.
Maleje wzrost gospodarczy
Obecnie inwestorzy szukający ponadprzeciętnych zysków mają twardy orzech do zgryzienia. Z jednej strony większość zarządzających funduszami twierdzi, że istnieje potencjał do wzrostu cen akcji, z drugiej strony sytuacja na Ukrainie skutecznie ogranicza zainteresowanie ryzykownymi inwestycjami. Widać to wyraźnie na warszawskiej giełdzie. Wzrosła zmienność notowań, a wartość indeksów z początku roku jest na razie nieosiągalna.
Konflikt za naszą wschodnią granicą już spowodował, że tempo wzrostu gospodarczego spadło, a w kolejnych kwartałach lepiej raczej nie będzie. Niemniej w czasie historycznie niskich stóp procentowych, a od października tego roku mogą być jeszcze niższe, trudno znaleźć zyskowniejszą inwestycję niż akcje. Wiele wskazuje na to, że dobre, stabilne spółki płacące dywidendę mogą być dobrym pomysłem na najbliższe lata.