Przeciwko planom Marriotta zaprotestowały w USA nie tylko spółki telefonii komórkowej, ale także tacy giganci jak Microsoft i Google, oskarżając lobby hotelowe o działanie wzbrew interesowi publicznemu chęć wyciągania z gości niebotycznych opłat (Marriott pobiera 14,99 dol za każdy dzień dostępu do normalnej sieci Wi-Fi oraz 19,99 do szybkiego łącza).
Sieć hoteli ugięła się jednak dopiero pod naciskiem internautów, którzy ostro zaprotestowali przeciwko proponowanym regulacjom. Obawiając się wizerunkowych strat Marriott wyjaśnił w wydanym oświadczeniu, że została źle zrozumiana i nigdy nie chodziło jej o ograniczanie gościom dostępu do internetu. “Zachęcamy gości do używania różnych form łączenia się z internetem w naszych hotelach” – stwierdził Marrriott. Według sieci urządzenia do blokowania hotspotów miały być instalowane jedynie w salach konferencyjnych hoteli. Marriott powołuje się tu na względy bezpieczeństwa – zdaniem hotelarzy uczestnicy konferencji mogliby przeprowadzać cyberataki na hotelową sieć. A ponieważ częstotliwości na jakich nadawny jest sygnał Wi-Fi nie podlegają obowiązkowi licencyjnemu, nie przysługuje im takie samo prawo do ochrony, co w przypadku częstotliwości sieci komórkowych – argumentowali prawnicy Marriotta.
Nawet te wyjaśnienia przyjęto jednak sceptycznie. Media w USA przypomniały, że
Marriott
obciąża organizatorów konferencji dodatkowymi opłatami w granicach 250-1000 dolarów za zapewnienie dostępu do własnej sieci Wi-Fi. Wiekszość oficjalnych komentarzy przesłanych do FCC w okresie konsultacji publicznych oskarżało Marrotta i hotelowe lobby o chęć łupienia swoich własnych gości. Powoływano się także na wcześniejszą decyzję FCC, która zabroniła instalacji urządzeń blokujących sygnał Wi-Fi w poczekalniach pasażerów
business class