Bruksela chce, żeby na rynku energii nastąpił rozdział produkcji od jej przesyłu (ang. unbundling). Każdy koncern, który dostarcza energię elektryczną lub gaz, musiałby się pozbyć należących do niego sieci przesyłowych. Tym mianem Komisja Europejska określa sieci wysokiego napięcia, które mają połączenie z innymi krajami. Dla odróżnienia mniejsze, lokalne sieci dystrybucji mogłyby pozostać w rękach producentów.
Propozycja napotkała silny opór Niemiec i Francji – krajów, gdzie wielkie narodowe koncerny, jak E.ON, RWE czy EdF i GdF, dominują w obu segmentach rynku.
–Potentaci chcą po prostu bronić swoich pozycji i tak naprawdę robią to skutecznie od wielu lat. Już w 1992 roku Komisja Europejska zaproponowała bezwarunkowe wprowadzenie zasady TPA, czyli równego dla wszystkich dostępu do sieci i tzw. rozdział właścicielski – mówi profesor Jan Popczyk, ekspert z Politechniki Śląskiej w Gliwicach. I dodaje, że koncerny energetyczne poprzez swoją organizację Euroelectric zaatakowały ten projekt dyrektywy. Ostatecznie usunięto z niego zapis o rozdziale własnościowym. – Wykorzystano argument, że prawo unijne nie może ingerować w prawo własności, i obawiam się, że teraz sytuacja może się powtórzyć – mówi prof. Popczyk.
Pomimo sprzeciwu wielkich koncernów Komisja nie rezygnuje i przekonuje, że „unbundling” jest najlepszą opcją dla rozwoju i konkurencji na rynku.
– Musimy zapewnić, żeby wszystkie firmy miały dostęp do sieci energetycznej na takich samych warunkach, bo sieć to są autostrady energetyki – mówi Ferran Taradellas Espuny, rzecznik Komisji Europejskiej.