RZ: Od lat prowadzi pan w Warszawie na Saskiej Kępie specjalistyczny antykwariat z dawnym sprzętem oświetleniowym. Kiedy rozmawialiśmy poprzednio, modne były przedmioty w stylu art deco, a dziś?
Jerzy Kuriata: Teraz wielu klientów komponuje prywatne wnętrza w duchu lat 60.
XX wieku. Niektóre osoby urządzają tak np. poczekalnie prywatnych klinik, dla nich dodatkowo zbieram m.in. opakowania kosmetyków z tamtych lat. Panuje moda na tego typu wzornictwo. Filmowcy często wypożyczają ode mnie sprzęty domowe z lat 60. do popularnych seriali. Gdybym miał przynajmniej kilkadziesiąt kubków z baru Praha, natychmiast bym je sprzedał. Osoby, które urządzają ekskluzywne przyjęcia, szukają takich atrakcji. Tego rodzaju dodatki kojarzą się z modnym socrealizmem. Jeden z zamożnych klientów, który szuka takich przedmiotów, powiedział: „każdy głupi może kupić sobie mercedesa, ale nie każdy może mieć dobry pomysł”.
Mam na składzie około 300 lamp i żyrandoli z różnych epok, w różnych stylach. Szczególnym sentymentem darzę żyrandole naftowe i lampy naftowe, bo je kiedyś kolekcjonowałem, dzięki pasji kolekcjonerskiej zostałem antykwariuszem. Mam też inne sprzęty: meble, zegary, zastawy stołowe. Rynek nasycił się stylem art deco. Ludzie nie chcą już kupować byle jakich anonimowych przedmiotów. Poszukiwane są rzeczy muzealnej wartości. Jeśli ktoś kupuje żyrandol, to od razu musi to być sygnowany wyrób Marciniaka. Miałem jeszcze wczoraj żyrandol Marciniaka za 2,5 tys. zł, na cztery żarówki, z oryginalnymi kloszami z Huty Szkła Zawiercie.
Ma pan lampy w różnych cenach.