To nie jest jednak lektura dla doświadczonych inwestorów, którzy samodzielnie grają na giełdzie. To bardziej pozycja dla tych, którzy chcą wiedzieć więcej np. o swoich inwestycjach w TFI. A to już chyba dobra rekomendacja dla milionów Polaków, którzy w funduszach lokowali i lokują pieniądze. Książka pozwala spojrzeć na problem z perspektywy, a to niewątpliwie uspokaja nastroje.
Największą zaletą „Oswoić bessę” jest to, że powstała zaraz po gigantycznym załamaniu rynku kapitałowego w USA w latach 2000 – 2001. W ten sposób wysnuwamy wnioski bezpośrednio z bessy. Ale to także błąd, bo bessa bessie nie jest równa. Obecne załamanie wywodzi się wprost z rynku finansowego, co zmienia też perspektywę ryzyka inwestowania w poszczególne produkty, które autor klasyfikuje jako mniej lub bardziej bezpieczne. Książka przedstawia m.in. strategie inwestycyjne na czas bessy i tworzenie programów emerytalnych. Opis konstrukcji poszczególnych portfeli nie daje jednak pełnego o nich rozeznania. Z kolei w części emerytalnej autor ciągle przestrzega: „zanim coś zdecydujesz, skontaktuj się z, doradcą podatkowym itd”. Czytelnika może razić dziwny świat eufemizmów. Oto przykładowe zdanie: „Prawda jest taka, że niedźwiedzia bardzo trudno wypatrzyć – czasami wchodzi frontowymi drzwiami, a czasami przez ogródek”.