Wszystkie trzy kraje nadbałtyckie bardzo mocno odczują kryzys gospodarczy– recesja na Łotwie według prognoz Komisji Europejskiej sięgnie 7 proc., a na Litwie i w Estonii odpowiednio 4 i 4,7 proc. Pocieszeniem jest to, że gospodarki tych krajów wkrótce wrócą do względnej równowagi makroekonomicznej, bo zarówno inflacja, jak i deficyt na rachunku bieżącym tych trzech krajów mają się obniżyć – z poziomów dwucyfrowych do jednocyfrowych.

Marne to jednak pocieszenie dla mieszkańców tych krajów, którzy przez długie lata cieszyli się kilkudziesięcioprocentowymi wzrostami płac, a dziś cierpią – stopa bezrobocia wkrótce sięgnie 8 – 10 proc.

Co spowodowało kryzys tak ogromny, że w przypadku Łotwy potrzebna była pomoc Międzynarodowego Funduszu Walutowego? Dodajmy, tego samego, który w maju 2006 rok ostrzegał Łotyszy przed możliwością przegrzania gospodarki na skutek bardzo dużego popytu wewnętrznego. Zdaniem ekonomistów upadek gospodarek nadbałtyckich to skutek wprowa-dzenia tzw. izby walutowej, czyli powiązania waluty narodowej z walutą zagraniczną, w tym przypadku z euro. W zamyśle miało to sprzyjać zbliżaniu krajów do strefy wspólnej waluty. Pozytywne efekty związania kursu z euro były widoczne przez kilka lat. W ten sposób tygrysy bałtyckie zaimportowały wiarygodność i zwiększyły napływ kapitału do swoich gospodarek – a to ułatwiło im kredytowanie konsumpcji. W końcu jednak doprowadziło do przegrzania gospodarek, co z kolei zbiegło się z kryzysem finansowym, w czasie którego do krajów rozwijających się przestał napływać kapitał. Banki zaczęły mieć problemy, czego efektem było m.in. przejęcie przez Łotwę drugiego co do wielkości banku łotewskiego Parex (jego aktywa stanowią 20 proc. PKB tego kraju). Od października wszystkie agencje ratingowe obniżają oceny wiarygodności finansowej bałtyckich tygrysów.

Mimo że kryzys trwa już kilka miesięcy, nie widać, by mieszkańcy zdążyli się z nim oswoić. Przed dwoma tygodniami na Łotwie wybuchły zamieszki, z Estonii wczoraj dochodziły informacje o masowym wykupowaniu euro w obawie przed dewaluacją tamtejszej korony. W wielu punktach zabrakło europejskiej waluty, choć jeszcze kilka lat temu wydawało się, że to właśnie Estonia pierwsza wejdzie do eurolandu.

Trudno jednak dziwić się frustracji społeczeństw bałtyckich, które w ostatnich latach korzystały z bogactwa, choć – jak się okazuje – wypracowanego dzięki kredytom. Teraz przyszedł czas na zaciskanie pasa – wydatki na Łotwie mają być ograniczone o miliard euro, a rząd szuka dochodów i dlatego podwyższył m.in. stawkę podatku VAT.