Wietnam: Tam‚ gdzie lądowały smoki

Na południu – brunatne wody Mekongu‚ na północy – wyrastające z morza skały. Pola ryżowe po horyzont‚ brodzące bawoły, tysiące rowerzystów. Takie pejzaże towarzyszą podróży przez Wietnam

Publikacja: 03.04.2009 03:00

Rower i motocykl to najpopularniejsze środki lokomocji Wietnamczyków

Rower i motocykl to najpopularniejsze środki lokomocji Wietnamczyków

Foto: Corbis

Red

Jeszcze przed wschodem słońca na ulice Ho Chi Minh City (w skrócie HCMC‚ dawniej Sajgon) wychodzą obnośni sprzedawcy‚ na poboczach rozstawiają się garkuchnie z parującą zupą pho – wietnamskim przysmakiem śniadaniowym‚ a drzemiący na motorach kierowcy czekają na pierwszych pasażerów. Za kilka godzin ruch będzie taki‚ że trudno będzie przejść na drugą stronę ulicy: krok do przodu‚ przepuszczamy motor z lewej‚ kolejny krok‚ trzeba przepuścić dwa z prawej‚ teraz chwilę poczekać‚ bo przejeżdża kawalkada motorów. Jak w całej Azji tu też obowiązuje następująca zasada ruchu drogowego: większy ma pierwszeństwo.

Większość przyjezdnych swoją przygodę z miastem ogranicza do tętniącej życiem ulicy Pham Ngu Lao‚ na której skupiły się tanie hotele‚ knajpki i agencje turystyczne. Poza nią HCMC nie ma im wiele do zaoferowania‚ jest za to świetnym punktem wypadów do delty Mekongu i miejscem startu najpopularniejszej trasy turystycznej wiodącej niemal wzdłuż całego kraju do Hanoi. Wietnam ma bowiem kształt tak wydłużony, że bardziej już chyba nie można. Wietnamczycy mówią‚ że to kształt smoka – jego długie i wąskie ciało leży u wybrzeża Morza Południowochińskiego‚ a głowa – w górach na granicy z Chinami. Kraj można przejechać tylko wzdłuż, w poprzek miejscami ma ledwie kilkadziesiąt kilometrów. Droga z HCMC na południu do położonego na północy Hanoi liczy ponad 1700 km‚ tyle ile w linii prostej z Warszawy do koła podbiegunowego.

[srodtytul]Ryżowa wódka i ryżowy papier[/srodtytul]

Znajdujący się w dziesiątce najdłuższych rzek świata Mekong, uchodząc do Morza Południowochińskiego, rozwidla się i tworzy deltę szerokości kilkuset kilometrów. Z bardzo żyzną glebą. Nic więc dziwnego‚ że osiedla się tu coraz więcej ludzi. Całe ich życie to woda‚ ryżowe pola i suszące się na brzegach żółte kadzidełka wytwarzane w przydomowych jednoosobowych fabryczkach z wilgotnej roślinnej masy o korzennym zapachu. Najzręczniejsi potrafią ich zrobić dziennie nawet kilkaset.

Na Mekongu ruch niemal jak na ulicach miasta‚ tyle że nie tak pospieszny – mijają się dziesiątki łodzi. Co ciekawe, prowadzą je głównie kobiety. Stojąc na rufie, wiosłują rytmicznie dwoma wiosłami przyczepionymi do burt. Czasem siedzą‚ a wiosła trzymają nogami.

[wyimek]Na zakupy chodzić nie trzeba‚ bo przypływają same.[/wyimek]

Woda za burtą ma kolor brunatnożółty‚ wydaje się‚ jakby była gęsta. Na rzece zbudowane są całe wioski‚ z domami kołyszącymi się w rytm fal na drewnianych platformach‚ łodziach‚ oponach‚ starych beczkach. W pływających domostwach matki gotują ryż‚ ojcowie łatają sieci na ryby‚ starsi przysypiają w hamakach‚ dzieci się bawią szmacianymi lalkami. Zmywa i pierze się w rzece‚ a suszy na dachu. Na zakupy chodzić nie trzeba‚ bo przypływają same. Sprzedawcy na łodziach oferują wszystko – od warzyw i owoców po coca-colę.

Życie na lądzie toczy się głównie dla turystów. Przy przystaniach pełno jest miejsc‚ w których kobiety pokazują‚ co można zrobić z ryżu. A można wiele: ryż dmuchany‚ który po dodaniu kokosa będzie twardym słodkim ciastkiem‚ ryżowe wafle‚ ryżową wódkę z zatopionym w butelce wężem albo skorpionem. Można też zrobić przezroczysty papier‚ który po wysuszeniu na słońcu zostanie wypełniony warzywami‚ kurczakiem i stanie się spring rollsem.

[srodtytul]Zapach fermentujących ryb[/srodtytul]

Po trzech dniach spędzonych na łodziach żegnam się z deltą Mekongu i ruszam miejscowymi autobusami na północ kraju trasą wzdłuż wybrzeża. Przez kolejne dni towarzyszyć mi będą te same widoki: ciągnące się po horyzont tarasy pól ryżowych‚ kobiety w luźnych spodniach i koszulach w drobne wzorki przypominających piżamy‚ mężczyźni wypływający na połów w morze w lekkich, okrągłych jak miski łodziach‚ rowerzyści i spiczaste kapelusze.

Nieodłączny jest też zapach fermentujących ryb‚ z których wytwarza się tradycyjny sos – obowiązkowy dodatek do dań wietnamskiej kuchni. Tę charakterystyczną woń najmocniej poczułam w Mui Ne‚ sennej nadmorskiej osadzie położonej kilka godzin jazdy od HCMC.

Na jej obrzeżach znajduje się wioska rybacka z setkami ludzi pracujących przy połowie ryb‚ krewetek‚ małż. Niewiarygodne‚ jak są zorganizowani. Kilku mężczyzn toczy w stronę wody tradycyjną okrągłą łódź‚ jeden do niej wskakuje i błyskawicznie odbija od brzegu. Ktoś inny właśnie przybija z połowem. Natychmiast pojawiają się kobiety z koszami‚ do których przekładają ryby. Potem kładą drąg na ramiona‚ wieszają na końcach pełne kosze i truchtem biegną w błocie załadować połów do przyczepy motocykla albo na wóz zaprzęgnięty w bawoły. – Raz‚ dwa‚ trzy – mężczyźni wypychają transport z błota na drogę.

Mui Ne słynie z kilkunastokilometrowej plaży o białym piasku i ze świetnych warunków do uprawiania kitesurfingu. A jej dumą są położone wokół białe i czerwone wydmy. Najlepiej przyjechać na nie o świcie‚ kiedy nie ma jeszcze ludzi. Wystarczy odejść kilkaset metrów w głąb‚ by poczuć się jak na pustyni. Są tu miejsca‚ z których widać tylko góry piasku zmieniającego odcień w promieniach wschodzącego słońca.

[srodtytul]Garnitur na miarę w kilka godzin[/srodtytul]

Wiele osób pytanych o najlepsze wspomnienie z Wietnamu bez zastanowienia wymienia nazwę miasteczka Hoi An – położonego mniej więcej w środku kraju. Gdyby nie to‚ że białych gości tu tyle‚ że czasami trudno się przecisnąć wąskimi ulicami‚ można byłoby się w nim zakochać. Rozkwit Hoi An‚ które znane było jako port już w starożytności‚ rozpoczął się w XV w. Przez stulecia miasto było jednym z najważniejszych portów w tej części świata‚ miejscem wymiany towarów między Wietnamem a Chinami i Japonią. Tradycje kupieckie przetrwały do dziś – w kamieniczkach ukrytych jest kilkaset (!) zakładów krawieckich i szewskich‚ w których z ułożonych po sufit bel jedwabiu‚ bawełny i miękkich skór wyczarują wszystko. Szyte na zamówienie ubranie gotowe jest najczęściej tego samego dnia‚ buty – następnego.

[wyimek]Mui Ne słynie z kilkunastokilometrowej plaży o białym piasku i ze świetnych warunków do uprawiania kitesurfingu.[/wyimek]

W cenie biletu (75 tys. dongów‚ czyli ok. 4 dol.)‚ który trzeba kupić‚ by wejść do starego miasta, jest zwiedzanie pięciu wybranych zabytków – spośród świątyń‚ domów kupców‚ miejsc kupieckich spotkań‚ zakładów rękodzieła. Błądząc w ich poszukiwaniu wąskimi uliczkami zabudowanymi ciasno żółtymi kamienicami i obwieszonymi kolorowymi lampionami‚ czasem ma się wrażenie‚ że ktoś nagle przeniósł nas kilka wieków wstecz.

Wyposażenie niektórych domów nie zmieniło się od lat: tekowe ściany ozdobione są starymi malowidłami‚ w szafkach za szkłem stoi błękitna i biała ceramika‚ sufit i podtrzymujące go kolumny pokrywają misterne rzeźby‚ a właściciele – mieszkający tu nierzadko od kilku pokoleń – opowiadają‚ że ich pradziadowie zbudowali patio‚ żeby wpuścić w ciasne mury trochę światła‚ świeżego powietrza i mieć gdzie łapać wodę deszczową. Wydaje się‚ że jeszcze chwila‚ a pan domu włoży odświętny strój i pójdzie do jednego z kupieckich domów spotkań‚ by przy ogromnym stole negocjować zakup towaru.

[srodtytul]Zatoka tysięcy skał[/srodtytul]

Wietnamskie pociągi mają okratowane okna (żeby zapobiec kradzieżom) i ciężkie żaluzje‚ które konduktor czasami każe opuścić. Podobno dzieci rzucają dla zabawy w pociągi kamieniami.

Na peron można wejść tylko z biletem i tylko z nim z niego wyjść. Niektóre stacje są ogrodzone wysokim murem‚ a brama na torach otwierana tylko na czas wjazdu i wyjazdu pociągu. Podróż na twardych drewnianych kuszetkach‚ przykrytych tylko cienką plecioną matą‚ w towarzystwie Wietnamczyków jest jednak przyjemna i naprawdę bezpieczna. – OK? – dopytują konduktorzy, zaglądając do mojego przedziału w czasie nocnych przejazdów.

Wysiadłam z takiego pociągu nad ranem na niewielkiej stacji Ninh Binh‚ tuż przed Hanoi. W mieście jest pięć hoteli‚ jeden targ owocowo-warzywny‚ tradycyjne plakaty z wujaszkiem Ho Chi Minhem albo sierpem i młotem i... nic więcej. Ale pod miastem – znakomite drogi na rower. A rower‚ jak Wietnam długi‚ można wypożyczyć w każdym mieście i miasteczku. Te lepsze mają nawet przerzutki. Tym razem trafił mi się starszy typ, nawet gdy mocno naciskam pedały, toczy się leniwie. Bite trakty prowadzą wśród zielonych ryżowych pól i wyrastających z nich wapiennych skał. Można obserwować życie codzienne wietnamskiej prowincji. Wieśniacy pędzą na pastwiska bawoły wodne‚ wieśniaczki zrywają z dziko rosnących drzew owoce liczi. Choć o to nie proszę‚ często dostaję od nich garść.

Takimi właśnie drogami dojeżdża się do Tam Coc – rzecznych rozlewisk z wapiennymi jaskiniami i skałami‚ wśród których można pływać łodzią. Z powodu podobieństwa do słynnej zatoki Wietnamczycy miejsce to nazywają „Halong Bay na ryżowych polach”.

Do samej zatoki Halong zresztą stąd niedaleko. A odwiedziny w zatoce to punkt obowiązkowy każdego przyjeżdżającego na północ Wietnamu. Tu woda‚ inaczej niż w Mekongu‚ jest przejrzysta. Wyrastają z niej ponad 3 tysiące rozrzuconych wapiennych skał o fantazyjnych poszarpanych kształtach. Tworzą niezły labirynt.

Nazwę Halong tłumaczy się jako „zatokę lądującego smoka”. Legenda mówi‚ że w zamierzchłej przeszłości‚ kiedy Wietnamczycy bronili się przed najeźdźcami‚ bogowie zesłali im na pomoc smoczą rodzinę. Smoki pluły perłami‚ które w wodzie zamieniły się w mur chroniący przed wrogami. Według innej wersji z gór na ratunek zszedł smok. Idąc, uderzał ogonem‚ a kawałki oderwanego lądu wpadały do wody‚ tworząc wyspy.

[srodtytul]Komunista jak święty[/srodtytul]

Samo Hanoi‚ stolica i drugie co do wielkości po HCMC miasto Wietnamu‚ jest hałaśliwe i ciasne. Stara część to plątanina wąskich ulic zabudowana sklepikami z pamiątkami‚ knajpkami‚ hotelami i reklamami całego tego dobra. Wystarczy jednak podnieść głowę do góry‚ żeby wypatrzyć ślady dawnej świetności – żółte‚ brudne i sypiące się ściany kamienic z kolorowymi okiennicami. Sercem starego miasta jest jezioro Hoan Kiem‚ nad które popołudniami schodzą się mieszkańcy. – Byłaś już w mauzoleum? – pytają poznani na ulicach Wietnamczycy. Są szczerze zatroskani‚ bym nie przeoczyła tego, co w mieście‚ a może i całym kraju‚ ich zdaniem jest najważniejsze.

Mauzoleum zbudowano z granitu zwiezionego z całego Wietnamu‚ wewnątrz w szklanym sarkofagu spoczywa zabalsamowane ciało wodza Ho Chi Minha. Ten przywódca komunistycznej partyzantki po II wojnie światowej objął władzę na północy kraju, ogłaszając powstanie Demokratycznej Republiki Wietnamu; część południowa – położona poniżej wyznaczonego kilka lat później demarkacyjnego równoleżnika 17. – była republiką wspieraną przez USA.

Kiedy Hanoi zaczęło wspierać oddziały komunistycznej partyzantki na południu‚ USA odpowiedziały wojną. Ho Chi Minh zmarł przed jej zakończeniem‚ ale jego partia opanowała cały kraj, wprowadzając rządy komunistyczne.

Żeby móc zobaczyć zabalsamowanego wodza, trzeba przyjść wcześnie rano‚ zostawić w depozycie cały bagaż‚ potem odstać godzinę na słońcu w kilkusetmetrowej kolejce. Trzeba być porządnie ubranym (szorty i odkryte ramiona wykluczone)‚ przed wejściem zdjąć nakrycie głowy i okulary przeciwsłoneczne‚ nie wolno trzymać rąk w kieszeniach‚ śmiać się‚ głośno rozmawiać. Tego wszystkiego pilnują wojskowi strażnicy. Kiedy już dotrzemy przed sarkofag z wodzem‚ nie wolno się zatrzymywać.

Właściwie ciekawsze niż oglądanie zabalsamowanej mumii jest oglądanie nabożnego skupienia Wietnamczyków. Dla nich to miejsce jest niemal święte: mężczyźni unoszą dzieci wysoko do góry‚ żeby i one zobaczyły wielkiego człowieka‚ kobiety – zanim przepędzi je dalej któryś ze strażników – próbują się choć na chwilę zatrzymać przed sarkofagiem. Wietnamczycy są prawdziwie wzruszeni‚ nie kryją łez płynących po twarzy.

[ramka][srodtytul]Informacje praktyczne [/srodtytul]

[b]Jak dolecieć.[/b] Najlepiej szukać promocji w Aerofłocie (wyloty z Warszawy przez Moskwę) lub lotu z lotnisk niemieckich (np. Qatar Airways). Można też lecieć do Bangkoku (dobre ceny mają np. Finnair‚ Aerosvit)‚ a stamtąd tanimi liniami (np. AirAsia) do HCMC albo Hanoi. Wyszukiwarka tanich linii: [link=http://www.whichbudget.com]www.whichbudget.com[/link]‚ wszystkich linii – [link=http://www.momondo.com]www.momondo.com[/link] albo [link=http://www.kayak.com]www.kayak.com[/link].

Do Tajlandii potrzebna jest wiza. Można ją wyrobić w ambasadzie w Warszawie – kosztuje 100 zł za każdy wjazd‚ gotowa zwykle następnego dnia; żeby wyrobić wizę na lotnisku w Bangkoku, konieczne są bilet lotniczy na dalszą drogę‚ zdjęcie i 1000 bahtów (ok. 100 zł) w gotówce. Miesięczna wiza do Wietnamu kosztuje 120 zł. Można ją dostać w ambasadzie w Warszawie przy ul. Resorowej 36 (uwaga‚ na wielu stronach internetowych podawany jest stary adres). Wizy do Wietnamu nie można wyrobić na granicy‚ w Bangkoku kosztuje ok. 180 zł i czeka się około tygodnia.

[b]Podróżowanie.[/b] Wietnam to kraj dość bezpieczny‚ zarazem łatwo po nim podróżować, ale jest trochę uciążliwości‚ jeśli robi się to na własną rękę. Niemal wszędzie są tzw. kafejki turystyczne sprzedające zorganizowane wycieczki‚ bilety itp. Najlepszą opinią cieszy się sieć Sinh Cafe (www.sinhcafevn.com); uwaga na podszywające się pod nią instytucje‚ zwłaszcza w Hanoi – kafejkom tym nadawane są takie same nazwy‚ czasem nawet logo‚ sprzedają usługi droższe i gorszej jakości‚ często zawyżają ceny biletów autobusowych i kolejowych. Jedyną metodą znalezienia tej właściwej jest sprawdzenie adresu na stronie internetowej i niedowierzanie nikomu‚ kto zaczepia na ulicy, mówiąc‚ że kafejkę przeniesiono w inne miejsce. Turysta podróżujący indywidualnie musi być przygotowany na to‚ że będzie oszukiwany i nagabywany. Oprócz podrabianych kafejek są podrabiane hotele, którym nadawane są nazwy tych bardziej szanowanych; jednym z powtarzających się numerów ich właścicieli jest podawanie przy zameldowaniu ceny za pokój‚ a przy wymeldowaniu twierdzenie‚ że była to cena za osobę.

W Hanoi problemem jest [b]rezerwowanie wycieczek do Halong Bay[/b] – jeśli zrobi się to bezpośrednio w agencji‚ a nie u właściciela hotelu (oczywiście drożej)‚ on na taką informację potrafi zareagować krzykiem i poszturchiwaniem. Program wycieczek – niezależnie od tego, gdzie się je rezerwuje – najlepiej potwierdzić na piśmie, niemiłe niespodzianki w postaci braku kilku obiecanych punktów zdarzają się często.

Jak w całej Azji, trzeba z dystansem odnosić się do naganiaczy na ulicach. Zwykle to kierowcy motorów zaczepiający okrzykiem: „Hallo my friend‚ may I help you?”‚ którzy zrobią wszystko‚ żeby zawieźć turystę do hotelu/agencji/sklepu‚ który zapłaci im za to prowizję‚ a nie tam‚ gdzie chciał pasażer.

Zanim zamówi się cokolwiek do jedzenia albo picia, nawet jeśli jest to tylko szklanka soku z trzciny cukrowej na ulicy, trzeba koniecznie zapytać o cenę. W przeciwnym razie może się okazać‚ że był to najdroższy posiłek świata.

[b]Ceny wycieczek zorganizowanych:[/b] trzy dni w delcie Mekongu – 35 dolarów; wyprawa dżipem wokół Mui Ne – 10 dolarów; półtora dnia w Halong Bay – 35 – 60 dolarów. Na spokojne przejechanie trasy HCMC – Hanoi‚ z wypadami do delty Mekongu‚ Halong Bay i Sapy (bardzo przyjemny górski kurort na północ od Hanoi)‚ potrzeba przynajmniej trzech tygodni. Najpopularniejszymi środkami transportu są autobusy‚ pociągi‚ rowery i taksówki motorowe.

W przypadku [b]autobusów[/b] najwygodniejszy jest system open tour. Oferuje go wiele prywatnych kompanii. Bilet z HCMC do Hanoi kosztuje około 40 dolarów i pozwala na robienie dłuższych przystanków w wybranych miastach. Żeby zabrać się w dalszą trasę‚ wystarczy dzień wcześniej potwierdzić rezerwację. Można też kupować bilety tylko na poszczególne pociągi. Autobusy są wygodne i nowe‚ z rozkładanymi do pozycji leżącej siedzeniami‚ na których dobrze się śpi.

Podróżowanie [b]autobusami lokalnymi[/b] jest dosyć uciążliwe – w wielu miejscach nie ma kas i kupuje się bilet u kierowcy‚ a ten, widząc przybysza z Zachodu, podaje cenę, jaką sobie wymyśli. O bilety autobusowe nie trzeba się targować jedynie w komunikacji miejskiej w HCMC i Hanoi (jednorazowy kosztuje 3 tys. dongów‚ sprzedaje go konduktor wewnątrz pojazdu). Bilety kolejowe na popularne trasy trzeba kupić z kilkudniowym wyprzedzeniem‚ najlepiej w kasie na stacji‚ u pośredników są nawet dwa razy droższe (nie należy im wierzyć‚ że to „dobra cena”).

[b]Pociągi nocne[/b] dzielą się na kilka klas. Najpopularniejsze są soft sleepery z miękkimi kuszetkami i twarde hard sleepery‚ niektóre mają podział także na wagony klimatyzowane i z wiatrakiem. Obowiązuje zasada‚ że im kuszetka wyższa‚ tym tańsza‚ bo trzeba się na nią wspinać i jest mniej miejsca (tego dla wyższych od Azjatów ludzi z Zachodu brakuje także na dole). Na dłuższych trasach pociągi przemierzają obnośni sprzedawcy przekąsek i napojów. [b]Przykładowe ceny:[/b] bilet na pociąg hard sleeper Hanoi – Sapa kosztuje 9 dolarów; soft sleeper Hue – Ninh Binh – 15 dolarów‚ soft sit (miękkie siedzenie) Ninh Binh – Hanoi – 2 dolary.

[b]Prawie wszędzie można wypożyczyć rower[/b] – w hotelu albo na ulicznym stoisku‚ kosztuje około dolara za dzień‚ czasem w zastaw trzeba oddać dokument (nigdy nie zostawiaj paszportu‚ wystarczy dowód albo legitymacja). Rowery wyposażone są w zapinki. W wielu turystycznych miejscach można je zostawiać tylko na płatnych parkingach urządzonych samozwańczo. Nie warto przypinać ich do płotu albo jakiegoś słupka‚ choć wokół stoi wiele rowerów miejscowych. Można zastać przebitą oponę.

Do obejrzenia dalszej okolicy można wynająć [b]motor z kierowcą [/b]– prawdopodobnie znajdzie cię on sam, zaczepiając na ulicy. Przed wyruszeniem należy dokładnie ustalić punkty i czas podróży. Kilkugodzinna przejażdżka wokół Sapy z wjechaniem na najwyższą przełęcz w Wietnamie i oglądaniem wodospadów kosztuje około 5 dolarów. Hotele mają dość przyzwoity standard‚ są czyste‚ nawet te najtańsze bywają sprzątane codziennie. Poza świętami nie ma konieczności rezerwowania miejsc z wyprzedzeniem. Można znaleźć dwuosobowy pokój z łazienką i wiatrakiem już za 6 – 8 dolarów‚ z wyjątkiem Hanoi‚ gdzie trudno o pokój poniżej 10 dolarów. Z budżetem 12 – 15 dolarów na dzień można już przebierać. Ale trzeba się targować. W wielu miejscach ceny pokojów spadają wraz z piętrem – im wyżej‚ tym taniej.

[b]Rezerwacja tańszych hoteli: [/b][link=http://www.hostelbookers.com]www.hostelbookers.com[/link]‚ lepszych – [link=http://www.asiarooms.com]www.asiarooms.com[/link]. Najtańszych w sieci zarezerwować się nie da.

[b]Waluta.[/b] Za jednego dolara można dostać 17 – 18 tys. dongów. W hotelach i agencjach można płacić też w dolarach. Bankomaty dostępne w każdym mieście. Przykładowe ceny żywności: sok z trzciny cukrowej na ulicy 5 tys. dongów‚ woda mineralna – ok. 10 tys.‚ zupa pho – 5 – 10 tys.‚ ryż lub makaron z warzywami w przydrożnych knajpkach – 10 – 30 tys.‚ tosty i kawa w guesthousie – ok. 20 tys.‚ smocze owoce (bardzo smaczne‚ przypominające łagodne kiwi) – 10 – 20 tys. za kg. W dużych miastach są supermarkety‚ ale uwaga – przed wejściem nawet niewielką torbę trzeba zostawić w przechowalni‚ dlatego warto mieć ze sobą jakiś woreczek na portfel‚ komórkę‚ aparat. Internet. Jest dostępny niemal wszędzie‚ średnio 0‚5 – 1 dol. za godzinę.

[/ramka]

Jeszcze przed wschodem słońca na ulice Ho Chi Minh City (w skrócie HCMC‚ dawniej Sajgon) wychodzą obnośni sprzedawcy‚ na poboczach rozstawiają się garkuchnie z parującą zupą pho – wietnamskim przysmakiem śniadaniowym‚ a drzemiący na motorach kierowcy czekają na pierwszych pasażerów. Za kilka godzin ruch będzie taki‚ że trudno będzie przejść na drugą stronę ulicy: krok do przodu‚ przepuszczamy motor z lewej‚ kolejny krok‚ trzeba przepuścić dwa z prawej‚ teraz chwilę poczekać‚ bo przejeżdża kawalkada motorów. Jak w całej Azji tu też obowiązuje następująca zasada ruchu drogowego: większy ma pierwszeństwo.

Pozostało 97% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy