[srodtytul]Pożegnanie z balem[/srodtytul]
Do roli Kruszona w telewizyjnym cyklu „Oficerowie” aktor przygotowywał się, ćwicząc z oddziałem antyterrorystycznym. – Nie mogę udawać gliny z Miami Vice, bo to są bajki. Jeżeli Kruszon jest wtyką policyjną do zadań specjalnych, musi być wyćwiczony i obsługiwać sprawnie broń. W takich rolach aktorstwo staje się piękną przygodą. Mogę doświadczyć życia innych. Ćwicząc na poligonie z antyterrorystami, dotknąłem ich życia – w ciągłej tajemnicy i stresie. Bez przyszłości. Ciągle muszą się spodziewać telefonu albo tego, że stracą pracę. Tak jak ja, nie mogą nigdy ustalić terminu wakacji. Przyjęli mnie dobrze. Nie jestem superskromny, ale też nie gwiazduję. Mam naturę Zeliga. Odnajduję się w każdej sytuacji. Jak wchodzę między wrony – kraczę tak jak one.
Wcześniej była „Symetria” kręcona w prawdziwym więzieniu na Białołęce.
– Tam też było wesoło. Reżyser Konrad Niewolski znał grypserę. O jego dawnych znajomych z więzienia, gdzie trafił przed laty, mówiło się, że mają przerwę w odsiadywaniu wyroku. Było wiadomo, że wrócą.
Czy po roli Kruszona Borys Szyc może liczyć na taryfę ulgową od policjantów?
– Na pewno nie wtedy, kiedy jechałem po alkoholu! – wybucha śmiechem, wspominając utratę prawa jazdy. Szybko poważnieje. – Nie było szansy na taryfę ulgową. „Fakt” zadzwonił na policję. Padłem ofiarą prowokacji tabloidu i swojej głupoty. IPN zajmuje się donosicielami z przeszłości, tymczasem rodzi się ich nowe pokolenie wykreowane przez subkulturę tabloidów i portali internetowych, które płacą pięć stów za donos na znane osoby. Do mojego nowego ogrodu też wsadzali ciekawski nos, ale górale remontujący dom ich pogonili.
Swoją legendę imprezowicza Borys Szyc uważa dziś za przebrzmiałą.
– Kiedyś lubiłem być w centrum uwagi. Jak ludzie tańczyli, musiałem być na środku parkietu. Jak szedłem na koncert, źle się czułem na widowni, marzyłem o scenie. Starałem się każdego rozśmieszyć, każdemu się przypodobać, z każdym się przyjaźnić. Przewartościowałem się przed trzydziestką. Zrozumiałem, ile czasu zmarnowałem niepotrzebnie na bzdury. A może potrzebnie, bo w moim zawodzie każde doświadczenie jest przydatne. Na pewno zmieniłem tryb życia. Pogodziłem się ze sobą. Nie pojawiam się publicznie tam, gdzie nie muszę. Spotykam się tylko z tymi ludźmi, którzy wnoszą do mojego życia coś wartościowego. W takich okolicznościach przyrody jak mój dom.