Do Pilanesberg Game Reserve najlepiej przyjechać z samego rana, kiedy nie ma jeszcze ludzi, a zwierzęta dopiero się budzą. Wjeżdżam wypożyczoną toyotą na wąską asfaltową drogę, już po kilkuset metrach trafiam na pierwsze jezioro i punkt widokowy. Pusta rozległa tafla wody, z której kilkadziesiąt metrów przede mną wystawia głowę hipopotam, potem następny. Spoglądam w dół – kilkanaście żółwi pływa obok pomostu, pewnie przyzwyczajone do turystów, którzy dokarmiają je wbrew przepisom. Tym razem się zawiodły.
Gdy się wycofuję, spotykam strażnika. – Kilka tygodni temu lwica zaatakowała tutaj ludzi. Niedaleko tego jeziorka urodziła małe i trzeba było zamknąć wejście na jakiś czas. Teraz jest chyba bezpiecznie, ale niech pan uważa – mówi.
Opuszczam punkt widokowy, wsiadam w samochód i odjeżdżam w poszukiwaniu lwów, nosorożców, krokodyli, panter i innych ciekawych okazów.
[srodtytul]Mokre hamburgery i głodne żółwie[/srodtytul]
Park Narodowy Pilanesberg to miejsce pełne skrawków historii RPA, atrakcji dla miłośników zwierząt i przyrody, a także zbieraczy fascynujących szczegółów z dziejów ziemi sięgających nawet 1200 milionów lat wstecz. Jeszcze w latach 70. ubiegłego wieku obszar, który dziś zajmuje 572 kilometry kwadratowe, był częścią homelandu Bophuthatswana. Homelandy to tereny oddane czarnym przez władze RPA na mocy ustaw stanowiących system apartheidu, na których rządzili szefowie lokalnych plemion. Tereny te były odcięte od świata białych i rządziły się własnymi prawami. Pilanesberg był niewielkim miastem otoczonym polami uprawnymi.