Problem jest dosyć złożony, ponieważ mimo powszechnie podkreślanych sukcesów polski samorząd działa w bardzo trudnych warunkach finansowych i prawnych, a także cywilizacyjnych, co rodzi poważne napięcia polityczne i społeczne. O trudnych warunkach finansowych mówi się od dawna: pieniędzy nie wystarcza często na bieżące wydatki, a co tu mówić o inwestycjach czy podejmowaniu nowatorskich przedsięwzięć służących lepszemu zarządzaniu, pełniejszemu zaspokajaniu potrzeb społeczności lokalnych itp.
Słabość finansową polskiego samorządu obnażyła zwłaszcza unikalna skądinąd możliwość pozyskania środków europejskich zarówno z regionalnych programów operacyjnych, jak i z programów sektorowych. Aby bowiem dobrać się do środków unijnych, trzeba wyasygnować własne pieniądze, a tych brakuje.
Ale, jak to kiedyś mówiono: Polak potrafi. W najlepsze więc kwitnie inżynieria finansowa, dzięki której udaje się nieraz nalać z próżnego – a tej umiejętności ponoć nie miał nawet sam król Salomon. Ta sytuacja, choć dowodzi przemyślności wielu burmistrzów, bardzo osłabia samorząd, w szczególności zaś jest od lat dowodem na to, iż konstytucyjnie gwarantowana samodzielność polskiego samorządu kończy się tam, gdzie powinna się zaczynać: przy kasie. Ów koniec samodzielności polega m.in. na tym, że gminy i powiaty są systemowo uwikłane w mechanizmy pozyskiwania środków od różnych władz, agencji i funduszy rządowych, tu zaś często działają inne, wyższe priorytety aniżeli te, które widziałaby lokalna społeczność, a nieraz także – przy pozorach obiektywizmu – niestety priorytety polityczne.
[srodtytul]Problem niezrozumienia[/srodtytul]
Nie mniej istotne są uwarunkowania prawne. Ze zdumieniem zauważam coraz silniejszy trend w orzecznictwie organów sprawujących nadzór nad samorządem (wojewodów i regionalnych izb obrachunkowych), który polega, w uproszczeniu rzecz biorąc, na tym, że często, i bezzasadnie, uznaje się za bezprawne działania gmin podejmowane na rzecz rozwoju lokalnego, takie jak np. inwestowanie w rozwój bazy szkolnictwa wyższego w mieście, w promocję i rozwój sportu, w rozwój dostępu do Internetu, a to dlatego, że dla takich (i wielu innych podobnych) przedsięwzięć nie ma szczegółowej podstawy ustawowej.