W tym samym czasie czeska korona osłabiła się o 0,2 proc., a węgierski forint - o 0,4 proc. W piątek wzrosły także rentowności obligacji. Największy wzrost, bo o 10 pkt bazowych, zaobserwować można było na "dwulatkach", co dealerzy wiążą z niedawną dużą sprzedażą tych papierów.

Przed 10-tą inwestorzy płacili za euro nawet 4,27 zł. Tuż przed południem polska waluta odrobiła większość porannych strat i kurs wrócił do poziomu 4,24 EUR/PLN.

Zdaniem większości analityków, osłabienie walut regionu to reakcja rynków na kłopoty Łotwy, która ma trudności z utrzymaniem sztywnego kursu wymiany łata w stosunku do euro. Większą słabość złotego tłumaczy z kolei kryzys i dymisje w rządzie Donalda Tuska. Niemniej jednak część ekonomistów ocenia, że obecnie waluty regionu są niedowartościowane.

- Słabość forinta, korony czeskiej i złotego daje perspektywę na krótkoterminowe umocnienie, zarówno w momencie, kiedy Łotwa poradzi sobie z problemami, jak też wówczas, kiedy nie uda się zapobiec scenariuszowi bing bang, ale okaże się, że inne kraje regionu nie ponoszą negatywnych konsekwencji - oceniają analitycy Commerzbank.

Umocnienia złotego spodziewa się także Gernot Griebling, znany analityk rynku walutowego w niemieckim Landesbank Baden-Wuerttemberg. - W 2010 r. Polska waluta powinna umocnić się o 10 proc. wobec euro po tym, jak silny popyt krajowy napędzi wzrost gospodarczy - stwierdził Griebling. - Doradzamy naszym klientom robiącym interesy w Polsce, że nie powinni już zabezpieczać się przed słabym złotym - dodał.