Wchodzisz, szukasz, klikasz, wychodzisz

Piotr Kościelniak rozmawia z Nelsonem Mattosem, wiceprezesem Google ds. technicznych na region EMEA

Publikacja: 05.11.2009 17:35

Nelson Mattos

Nelson Mattos

Foto: Fotorzepa, Radek Pasterski RP Radek Pasterski

[b]Dziś pracę zaczynamy od zajrzenia do Internetu, a tam Google. Jak to się stało, że firma oferująca właściwie tylko wyszukiwarkę pokonała Yahoo, Microsoft, AOL i innych gigantów rynku? [/b]

Sukces Google wziął się z tego, że już na samym początku staraliśmy się wprowadzać dużo innowacji technologicznych i robiliśmy to bardzo szybko. Przecież to nie my wymyśliliśmy przeszukiwanie Internetu. Było dużo innych firm, które oferowały to samo, ale to my odnieśliśmy sukces ponieważ wpadliśmy na pomysł, jak segregować wyniki wyszukiwania, aby na górze znalazły się te najbardziej przydatne. Wszystko, co się stało później, to tylko efekt tego genu innowacji.

[b]Czyli cała potęga Google opiera się właśnie na pomyśle lepszej wyszukiwarki internetowej? [/b]

Wyszukiwarka była najważniejsza. Ale na tym nie koniec. Kolejne pomysły mają nadrzędny cel – zorganizować informacje w sieci i ułatwić użytkownikom dostęp do nich, jednocześnie stymulując rozwój Internetu. Weźmy Chrome (nowa przeglądarka Google). Chrome jest dla mnie o tyle istotna, że została opracowana tu, w Europie w jednym z naszych biur. Daje ona ogromny wzrost prędkości korzystania z sieci. A zupełnie inny pomysł – Współrzędne – umożliwia pokazanie mojego położenia na Mapach Google i udostępnienie go wybranym osobom. Moja żona wie, że w tej chwili siedzę w Warszawie.

[b]Nie boicie się, że Google zastąpi jakaś inna mała firma, która będzie miała lepszy pomysł na Internet? [/b]

Internet stał się tym, czym jest, ponieważ mamy tak dużo różnych firm oferujących różne usługi. To dlatego użytkownicy korzystają z sieci tak powszechnie. Ale wszyscy i tak sięgają po wyszukiwarkę, aby te firmy znaleźć. Im więcej firm oferuje produkty i usługi w sieci i im więcej osób z nich korzysta, tym lepiej dla Google. Oferujemy nasze produkty za darmo nie tylko dla użytkowników – udostępniamy kod źródłowy naszych programów także innym firmom, aby Internet dynamicznie się rozwijał. Przeglądarka Chrome została stworzona właśnie w tym celu. To samo z systemem operacyjnym do telefonów Android.

[b]Android ustępuje konkurencji. Udziały w rynku są mniejsze niż na przykład Apple iPhone, a to przecież tylko jedno urządzenie. Przeglądarce Chrome do liderów – Explorera i Firefoksa bardzo daleko.[/b]

W ocenie przeglądarek nie opierałbym się tylko na udziałach w rynku. Chrome dostępna jest dopiero od roku i ma ponad 30 milionów użytkowników, a konkurencja od dekady. Jednak Chrome powinna być oceniana na podstawie tego, co może zmienić w Internecie. Naszym celem nie jest zdominowanie całego rynku. Celem Google jest pokazanie, że można zrobić przeglądarkę, która jest szybsza, efektywniejsza, bezpieczniejsza i świetnie nadaje się do korzystania z programów przez Internet. I to przeglądarką o otwartym kodzie, z którego korzystać mogą także inni dostawcy.

[b]A co z systemem Android i zapowiadanym przez was systemem operacyjnym Chrome? Po co się pchać na rynki, na których jest już waga ciężka – Microsoft czy Apple? [/b]

Czujemy, że urządzenia mobilne, a dla nich jest właśnie Android, będą najważniejszymi drzwiami do Internetu. Prawie wszyscy użytkownicy komórek używają ich do korzystania z Internetu. W przeszłości każde urządzenie było inne. Programista musiał za każdym razem przepisywać swój program na nowo, gdy chciał zaoferować go na nowym urządzeniu. To bardzo kosztowne. Android jest wspólną otwartą platformą do uruchamiania aplikacji sieciowych.

[b]Czyli uważa pan, że potrzebujemy jeszcze jednego systemu operacyjnego.[/b]

Świat musi być otwarty. Proszę spojrzeć, jak powstają teraz nowe usługi. Większość oferowana jest jako usługi sieciowe. Na komputerze są uruchamiane przez przeglądarkę. Dlaczego zatem nie przenieść przeglądarki takiej jak Chrome na niższy poziom – na poziom systemu operacyjnego? Wyobraźmy sobie, że taki system jest od razu gotowy do użycia w chwili uruchomienia komputera, błyskawicznie pozwala na korzystanie z Internetu, a użytkownik już nie będzie musiał martwić się wirusami czy aktualizacjami oprogramowania...

[b]Google całkowicie zdominował Internet. Teraz wprowadzacie własną przeglądarkę, własny system operacyjny. Wie pan, że coraz częściej mówi się o Google jako o nowym Wielkiem Bracie? [/b]

Żadna pojedyncza firma czy organizacja nie będzie w stanie zdominować Internetu, to po prostu niemożliwe. Internet jest zbyt duży i złożony, angażuje wielu graczy. My zawsze na pierwszym miejscu stawiamy użytkowników, to czego oczekują od Internetu, z czym mają problemy. Pamiętamy o tym, że w każdej chwili użytkownik może jednym kliknięciem zmienić naszą usługę na inną.

[b]Ale przyzna pan, że macie problem z prywatnością użytkowników. Śledzenie ich poczynań w Internecie, publikowanie zdjęć ludzi w Mapach Google, reklamy bazujące na tym, co użytkownicy piszą w prywatnych listach... [/b]

Jesteśmy wyjątkowo, podkreślam słowo wyjątkowo, poświęceni ochronie prawa do prywatności naszych użytkowników.

Informujemy ich o tym, jakie dane są wykorzystywane do usprawnienia usługi. Wbudowujemy w nasze produkty funkcje służące ochronie prywatności. Jeśli chodzi o wspomnianą reklamę, podobnie jak w przypadku wyszukiwarki, w Gmailu automat dopasowuje treści reklam, skanując słowa zawarte w korespondencji. Jeśli zaś mówimy o zdjęciach na Google Maps, można tam zobaczyć wyłącznie widoki dostępne z ulic i dróg publicznych, a twarze przechodniów są automatycznie zamazywane. Umieściliśmy na każdym zdjęciu link, poprzez który każdy może zażądać usunięcia zdjęcia. W każdym naszym produkcie jest możliwość zachowania pełnej prywatności. Nam nie chodzi o dane na poziomie indywidualnych osób. Dużo bardziej wartościowe jest obserwowanie zbiorowych zjawisk i trendów. Nie wiem, czy pan słyszał o naszym programie Flu Trends pozwalającym śledzić rozwój epidemii grypy. Gdy ktoś zaczyna chorować, pierwszą rzeczą, jaką robi jest wpisanie odpowiednich haseł w wyszukiwarkę, żeby sprawdzić objawy i sposoby leczenia. Istnieje związek liczby zachorowań i częstości poszukiwania informacji o grypie w Internecie. Możemy wykryć potencjalne nowe ognisko epidemii dwa tygodnie zanim zarejestrują ją urzędy epidemiologiczne.

[b]Rozumiem – jesteście Wielkim Bratem, ale po stronie dobra. [/b]

Przecież nie łamiemy prywatności żadnej osoby. Nie analizujemy pojedynczych przypadków, tylko ich tysiące.

[b]Jesteście w stanie wojny z wydawcami prasy i książek. Oferujecie na własnych stronach informacje przygotowywane przez innych. Wydawcy nazywają was pasożytami żyjącymi w trzewiach Internetu. Marissa Meyer odpowiedziała, że Google nie jest problemem, lecz rozwiązaniem. Co możecie zaoferować wydawcom? [/b]

Google chodzi o to, aby użytkownik spędzał na naszych własnych stronach jak najmniej czasu. Wchodzisz, szukasz, klikasz, wychodzisz. Google przekierowuje ruch na wasze, czyli wydawców, strony internetowe. Myślę, że Marissa miała na myśli, iż dajemy twórcom treści narzędzie, poprzez które mogą dotrzeć z informacjami do nowych czytelników.

[b]Są użytkownicy, którzy pozostają na stronach Google. Nie przechodzą na strony z oryginalną informacją, a czytają tylko skrót oferowany przez was. Nie mieliście żadnego udziału w stworzeniu tej informacji, a na niej zarabiacie. [/b]

Użytkownicy zostają na stronach Google tylko wtedy, gdy nie znaleźli tego, czego szukali. Rezultaty ich nie satysfakcjonują, więc szukają dalej. Gdy tylko to znajdą, natychmiast opuszczają strony Google i czytają artykuł, albo oglądają klip wideo. Na tym polega różnica między Google, a portalami. Portale oferują własną treść. Biznesem Google nie jest posiadanie treści, ale znajdywanie jej najszybciej, jak się tylko da. Gdyby w Internecie zabrakło informacji, przestalibyśmy istnieć. Wydawcy tworzą te informacje.

[b]Jak te zapewnienia mają się do pomysłu skanowania i oferowana książek? Ta sprawa oburza zarówno wydawców książek, jak i samych autorów. Również w Polsce, gdzie autorzy mówią, że Google traktuje nas jak prowincję USA, gdzie mają zastosowanie amerykańskie przepisy o prawie autorskim. [/b]

Chodzi tu przede wszystkim o miliony książek, których nakłady się wyczerpały. Nikt się nimi nie interesował zanim Google nie wpadło na pomysł upowszechniania w sieci wiedzy z półek bibliotecznych. Jest tu wiele nieporozumień. Po pierwsze program Book Search funkcjonuje już od jakiegoś czasu i jego podstawowa część realizowana jest we współpracy z 30 tysiącami wydawnictw z całego świata, w tym z Polski, a także kilkudziesięcioma największymi bibliotekami. To partnerzy decydują, jakie książki, w jakim zakresie są dostępne. To, co ostatnio wzbudza kontrowersje, to pomysł skanowania większej liczby książek w amerykańskich bibliotekach, szczególnie dzieł osieroconych, których właścicieli praw autorskich trudno zidentyfikować. Wspólnie z organizacją autorów i wydawców staramy się wypracować rozwiązania, które to umożliwią.

[b]Przecież wcale nie zamierzacie czytelników przekierowywać na strony wydawców. Treść tych książek pozostanie u was. [/b]

Ależ tak, przy dostępnych na rynku pozycjach znajdują się linki do stron wydawców lub do miejsca, gdzie daną pozycję można kupić. W Google Book Search fragmentów tych książek nie można ani kopiować ani drukować, ale można je znaleźć. To działa podobnie jak odwiedziny w księgarni, gdzie czytelnik przegląda książkę, zanim zdecyduje się ją kupić. Ale co innego, jeśli książki nie można nigdzie kupić. Takie książki moglibyśmy udostępniać w sieci, dzieląc się zyskami. Jeżeli autor napisał książkę, której nakład się wyczerpał, to jak chce na niej zarabiać?

[b]Byłoby panu miło, gdyby ktoś wykorzystywał pańską pracę, opatrywał ją własnymi reklamami, zarabiał na nich i jeszcze mówił z uśmiechem, że to pomaga w sprzedaży oryginalnego produktu? Napisał pan 80 artykułów, książkę i ma pan prawa do 13 patentów. Rozumiem, że nie ma pan nic przeciwko temu, żebym teraz je opublikował w Internecie. A zyskami się podzielimy. [/b]

Absolutnie tak. Super. Nie mam nic przeciwko.

[b]Dziś pracę zaczynamy od zajrzenia do Internetu, a tam Google. Jak to się stało, że firma oferująca właściwie tylko wyszukiwarkę pokonała Yahoo, Microsoft, AOL i innych gigantów rynku? [/b]

Sukces Google wziął się z tego, że już na samym początku staraliśmy się wprowadzać dużo innowacji technologicznych i robiliśmy to bardzo szybko. Przecież to nie my wymyśliliśmy przeszukiwanie Internetu. Było dużo innych firm, które oferowały to samo, ale to my odnieśliśmy sukces ponieważ wpadliśmy na pomysł, jak segregować wyniki wyszukiwania, aby na górze znalazły się te najbardziej przydatne. Wszystko, co się stało później, to tylko efekt tego genu innowacji.

Pozostało 93% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Bank Pekao wchodzi w świat gamingu ze swoją planszą w Fortnite
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy