Polacy powinni skorzystać z doświadczeń państw takich jak Francja czy Holandia, gdzie większość obywateli kupuje dodatkowe polisy, a poziom opieki medycznej jest o wiele wyższy niż w Polsce – przekonywali na wczorajszym spotkaniu prasowym analitycy Deloitte.
Rząd od początku kadencji mówił o wprowadzeniu polis zdrowotnych. Ale pierwsza ustawa w tej sprawie przepadła z powodu złej konstrukcji przepisów (nie było do niej koszyka świadczeń gwarantowanych). Zaś kolejny projekt, zaprezentowany w maju przez resort zdrowia, nie zyskał aprobaty ministra finansów. Przewidywał on odliczenie części wydatków w PIT. – Kwestię ubezpieczeń zdrowotnych i tak uregulujemy, ale pewnie w przyszłym roku. Zachęt podatkowych w ustawie bez zgody Ministerstwa Finansów nie będzie – mówi Jakub Szulc, wiceminister zdrowia.
Nawet taka częściowa ustawa może się przydać. – Bez jasnych przepisów szpitale nie wiedzą, czy mogą podpisywać umowy z firmami ubezpieczeniowymi. Mimo że tylko częściowo wykorzystują swoje możliwości w ramach kontraktu z NFZ – mówi Renata Onisk z Deloitte. Resort zdrowia miał nadzieję, że dzięki dodatkowym ubezpieczeniom do publicznej ochrony zdrowia trafi nawet 6–8 mld zł. A polisy, obejmujące też świadczenia szpitalne, kosztować będą kilkadziesiąt złotych miesięcznie. Zdaniem Polskiej Izby Ubezpieczeń wydatki Polaków na zdrowie z własnej kieszeni przekraczały w zeszłym roku 27 mld zł, a w tym sięgną 30 mld zł. Mimo to na polisy pracodawcy i osoby prywatne wydają kilkaset milionów złotych. A razem z abonamentami to ok. 2 – 2,5 mld zł. Ubezpieczyciele nie kryją rozczarowania z powodu braku wstrzymania prac nad zmianą przepisów. Np. w strategii grupy PZU na lata 2009 – 2011 polisy zdrowotne miały być jednym z trzech filarów działalności.
– Spodziewałem się, że reforma systemu zdrowotnego nastąpi i będzie dużo szybsza. Na razie nie ma rozwiązań, a strategie PZU musimy trochę zrewidować i czekać na symptomy zmian ze strony rządu – mówi Andrzej Klesyk, prezes największego polskiego ubezpieczyciela.