Rząd przyjął harmonogram przygotowań do przyjęcia euro w 2012 roku. Polskie dyskusje na ten temat koncentrują się na ocenie realności przyjętego planu. Natomiast prawie nie dyskutuje się kwestii, po jakim kursie powinniśmy przeliczyć złote na euro. Chociaż tu i ówdzie można usłyszeć różne wartości kursu wymiany, to irytują mnie liczby podawane ex cathedra, bez uzasadnienia. Moja odpowiedź na to pytanie jest prosta: w średnim i długim okresie nie ma znaczenia, po jakim kursie wymienimy złotego na euro. Rynek wyceni nasze aktywa na nowo w euro, niezależnie od początkowego kursu wymiany. Nasze aktywa będą tyle warte, ile ktoś zechce za nie zapłacić w euro.
A co w krótkim okresie? W krótkim okresie, czyli przed przystąpieniem do mechanizmu ERM2 i w okresie przebywania w tym mechanizmie, złoty powinien być raczej mocniejszy niż słabszy. Nie ma tu wielkiego pola manewru, bo podstawowym kryterium wysokości kursu musi być możliwość jego utrzymania w przedziale +/- 15 proc. przez dwa lata, kiedy będziemy w mechanizmie ERM2. Nie można z góry, bez uwzględnienia realności utrzymania kursu w tym przedziale, zadekretować, że ma to być 4 zł za euro lub 2 zł za euro. Ci, którzy mówią, że Polsce jest potrzebny słaby złoty w momencie wejścia do strefy euro, wierzą, że dzięki temu wzrośnie polski eksport, co przyspieszy wzrost całej gospodarki. Ale czy na pewno? Błąd w takim myśleniu polega na tym, że zakłada się, iż eksporter nie ulegnie pokusie nadużycia (moral hazard).
Umowy eksportowe z krajami Unii Europejskiej w większości są wyrażone w euro. Umowy z dostawcami w większości wyrażone są w złotych i częściowo w innych walutach, w tym w euro. Słaby złoty spowoduje, że polscy dostawcy i polscy pracownicy eksportera dostaną mniej euro za swój wkład w produkcję towaru lub usługi. Co w zestawieniu ze sztywną ceną, jaką eksporter otrzyma za eksport, spowoduje nadzwyczajny wzrost zysków eksportera. I konia z rzędem temu, kto mnie przekona, że polski eksporter zmniejszy cenę, którą już ma wynegocjowaną i zaakceptowaną przez importera. Cenę tę może on zmniejszyć, tylko jeśli wymusi to konkurencja innych eksporterów. Po prostu eksporter zarobi więcej i to będzie jego korzyść, a nie korzyść gospodarki. Wcale nie musi się dzielić darowanym zyskiem z innymi, czyli pracownikami lub dostawcami. Poza tym te nadzwyczajne zyski nie będą mobilizować eksportera do racjonalizacji jego kosztów i poprawy konkurencyjności. Jego pozycję konkurencyjną zbudowano mu za pomocą kursu wymiany, sztucznie. Bez wysiłku zarabia więcej. To demoralizuje i demobilizuje do lepszej pracy.
Czyim kosztem uzyska on wyższe zyski i czyim kosztem buduje się jego pozycja konkurencyjna? Kosztem pracowników eksportera i innych polskich przedsiębiorców dostawców, z którymi rozlicza się w złotych. Dla zagranicznych dostawców, tam gdzie ceny umowne są wyrażone w euro, będzie to neutralne.
Wyraźnym efektem negatywnym słabego złotego w stosunku do euro byłoby zubożenie Polaków. Nasze aktywa będą mniej warte. Słaby złoty da nadzwyczajne zyski eksporterom kosztem bogactwa Polaków. Dylemat: silny czy słaby złoty na wejściu do strefy euro, można rozstrzygnąć, odpowiadając na fundamentalne pytanie: po co gospodarujemy. Odpowiedź jest oczywista: po to, by ludzie żyli lepiej. Byli bogatsi, mogli więcej konsumować, lepiej odpoczywać, lepiej kształcić swoje dzieci. Nie po to, by eksporterzy mieli nadzwyczajne zyski. Przy czym poczucie bycia bogatszym buduje się przez porównanie obecnej zamożności do tej z przeszłości, choćby odpowiadając na pytanie, na ile było mnie stać w przeszłości, a na ile – obecnie. Innym sposobem oceny własnego bogactwa jest porównanie się do sąsiadów; pytając, kto lepiej żyje – ja czy sąsiad obok, lub Polak czy Czech, Polak czy Węgier, Niemiec itd. Otóż kurs złotego przy zamianie na euro nie zmieni naszej oceny bogactwa w relacji Polak – Polak, bo ja i mój sąsiad przeliczymy nasze bogactwo po tym samym kursie. Ale może zmienić ocenę naszego bogactwa w relacji Polak – obcokrajowiec ze strefy euro. Mocniejszy kurs złotego uczyni nas bogatszymi. Długi wyrażone w euro będą łatwiej spłacalne. Natomiast silny złoty będzie neutralny dla spłacalności długów w złotych, bo te – wraz z dochodami – przeliczone zostaną po tym samym kursie. Wyobraźmy sobie, że w wyniku słabego złotego Polacy odczuliby, że są biedniejsi. Jaki byłby ich stosunek do nowej waluty? Negatywny.