Wieść jakie docierają zza koreańskiej granicy są skąpe i niepełne, ale i tak dają świadectwo chaosowi, jaki opanował komunistyczną republikę po tym, jak władza zdecydowała się denominować wony północnokoreańskie (won to też waluta na południu). Ostatni raz taka operacja miała miejsce w 1959 r.
Jak podaje południowokoreańska gazeta DailyNK informacja o denominacji nie została oficjalnie ogłoszona. Ludzie dowiedzieli się o niej np. na zamkniętych zebraniach w zakładach pracy, na uczelniach czy jednostkach wojskowych.
Wymiana odbywa się na zasadzie jeden nowy won za 100 starych. Limit na osobę ustanowiono na 100 tys. wonów. To 740 dol. po kursie oficjalnym i 35 dolarów - po wolnorynkowym. Resztę legalnych nawet oszczędności Koreańczycy mogą wyrzucić do kosza.
Na początku grudnia pojawiła się informacja, że ponadlimitowe wony można wymienić na nowe w stosunku 1000 do 1. Inna wersja mówiła, że 150 tys. można wymieniać na gotówkę, a 300 tys. zakładając rachunek bankowy, pod warunkiem, że się udowodni legalne pochodzenie oszczędności.
Ludzie dostali na wymianę tylko tydzień (do 6 grudnia), możliwa jest ona tylko w Phanianie i kilku większych miastach, ale brak dokładnej informacji, więc ludzie w panice wędrują w poszukiwaniu możliwości dostania nowych pieniędzy. Żeby nie mogli zamienić oszczędności na towary władze zamknęły wszystkie sklepy (poza sprzedającymi podstawowe produkty w ograniczonych ilościach) oraz punkty usługowe.