Wypad z biura na dymka

Palenie papierosów w firmach powoli schodzi do podziemia, choć zawsze to palarnie były najlepszym miejscem do wymiany najnowszych firmowych plotek

Publikacja: 30.04.2010 01:02

Białe kołnierzyki na szybkiego papierosa w pracy muszą wychodzić na ulicę. Na zdjęciu biurowiec WFC

Białe kołnierzyki na szybkiego papierosa w pracy muszą wychodzić na ulicę. Na zdjęciu biurowiec WFC u zbiegu ul. E. Plater i Świętokrzyskiej w Warszawie

Foto: Fotorzepa, Dominik Pisarek Dominik Pisarek

[b] Więcej publicystyki ekonomicznej [link=http://www.rp.pl/temat/449164__eko___.html]w piątkowym dodatku {eko+}[/link][/b]

Powoli odchodzą w zapomnienie czasy, kiedy to właśnie na biurowym papierosku można było się dowiedzieć absolutnie o wszystkim, co się dzieje w firmie. Nie tylko o nowych osobach czy zwolnieniach, ale także o biurowych romansach.

Z jednej strony coraz więcej ludzi rzuca papierosy – z powodu wzrostu cen i kampanii promujących zdrowy styl życia, ale z drugiej po prostu coraz trudniej palić w czasie pracy. Palarnia w biurze jest dziś prawdziwym luksusem. A nawet jeśli już pracodawca ją wykroi, to z reguły jest to mikrokomórka bez okna, w której aby zdobyć się na pobyt dłuższy niż kilka sekund, trzeba mieć nie lada samozaparcie albo być wyjątkowo zdesperowanym.

Nie pomagają też standardy budowania biur. Obowiązującym modelem są ogromne przestrzenie typu open space, pozwalające pomieścić większą liczbę osób. Trudno jest więc znaleźć miejsce z choćby odpowiednią wentylacją – o oknie można zapomnieć. Dlatego wystarczy w godzinach pracy przejść w okolicach biurowców, by zobaczyć palaczy stojących w ciasnych grupkach obok pełnych popielniczek. Przy warszawskim biurowcu Rondo1 w godzinach pracy przy drzwiach kłębi się istny tłum palaczy.

– My mamy specjalny taras, na którym możemy palić. Trzeba jednak uważać, bo drzwi mogą się zatrzasnąć i wtedy trzeba czekać na pomoc z wewnątrz. Raz trwało to nawet kilka godzin, bo wszyscy zdążyli już wyjść do domu – mówi Anna pracująca w jednej z czołowych firm doradczych. Palacze w tej firmie są jednak na cenzurowanym, bo co jakiś czas ktoś zapomina zamknąć feralne drzwi i szefowie np. o 2 w nocy dostają sygnał o uruchomionym właśnie w biurze alarmie. – Kończy się to dyscyplinującym mejlem z tematem „Drodzy palacze” – dodaje.

[srodtytul]Biurowa ewolucja [/srodtytul]

Widać więc, że czasy biurowej tolerancji dla palenia odchodzą w przeszłość. Zwłaszcza że niepalący szefowie są przekonani po prostu o marnotrawieniu czasu. Czy faktycznie tak jest? Wypalenie jednego papierosa to maksymalnie pięć minut, z reguły dochodzi jeszcze czas na zjechanie windą na parter, zimą trzeba się jeszcze dodatkowo ubrać. Czyli osoba paląca dziesięć papierosów poświęca na to ok 1,5 godziny dziennie. Pytanie, ile czasu w ciągu dnia osoba niepaląca traci na korzystanie z Internetu czy telefonu w celach prywatnych lub na czytanie gazet. Gdyby wszystko trzeba było traktować tylko w kategoriach tracenia czasu, powinno się każdej osobie zainstalować czujniki i badać każdą minutę czasu w pracy – co pracownik robił i gdzie był.

Jednak przeciwnicy palenia w pracy w kółko powtarzają, że palący pracownik jest po prostu nieefektywny, bo często musi wychodzić. Nie do końca jest to prawda – po każdej godzinie pracy przysługuje pięć minut na odpoczynek od komputera, i to od pracownika zależy, na co chce ten czas wykorzystać. Nie bez znaczenia jest także możliwość odejścia od biurka i zajęcia myśli czymś zupełnie innym niż praca – odprężony pracownik po powrocie pracuje bardziej efektywnie. Także na papierosowych wyjściach często można dzielić się pomysłami, planować nowe rzeczy – przy biurkach nie bardzo jest do tego okazja i ochota – głośna rozmowa może po prostu przeszkadzać innym.

Sam palę, co nie jest na pewno powodem do dumy, ale też i nie do wstydu. I argumenty o marnowaniu czasu do mnie nie trafiają – każdy w biurze, gdy wie, że może pozwolić sobie na luźniejszy dzień, mniej lub bardziej go straci. A jeśli jest masa pracy, nawet zdeklarowany palacz potrafi o papierosie zapomnieć.

[srodtytul]Co firma, to obyczaj[/srodtytul]

Podejście firm do palaczy jest bardzo różne. – Próbowaliśmy tego zakazywać, ale nie ma to zupełnie sensu. W końcu to dorośli ludzi, którzy wiedzą, z czym palenie się wiąże. Lepiej niech wychodzą, niż mają kopcić w toaletach – mówi wspólnik w jednej z kancelarii prawnych w Warszawie.

Z kolei krąży też anegdota o osobie z kierownictwa jednej z grup mediowych. Miała ona dostać ataku wściekłości, gdy po przeprowadzce do nowej siedziby system alarmowy uruchomił spryskiwacze, kiedy jak zawsze podczas planowania zapaliła papierosa. Odtąd – choć w na wskroś nowoczesnej siedzibie spółki obowiązywał całkowity zakaz palenia – dla niej zrobiono wyjątek i tak wyregulowano system, że na papierosy już nie reagował.

Jeszcze inne zasady obowiązywały w sieci komórkowej Plus. Koleżanka pracująca tam w dziale obsługi klienta musiała przysługującą jej przerwę dzielić na pięcio – dziesięciominutowe wyjścia na papierosa. – Nie było innej możliwości, musiałam być określony czas zalogowana do systemu, a firma nie chciała tracić na moich częstych wyjściach. Dlatego musiałam wybierać – pół godziny na obiad czy kilka papierosów – mówi. Pomagało, że w firmie była palarnia. Inaczej, gdyby za każdym razem musiała zjeżdżać z czwartego pietra windą, żeby wyjść z budynku, wiele czasu na palenie by nie zostało.

W znacznie gorszej sytuacji są jednak kasjerzy w sklepach, którym trudno wyskoczyć na kilka minut – każde wyjście musi być odpowiednio wcześniej zgłoszone kierownictwu. – Palący między sobą ustalają kolejność wyjść, ale gdy w sklepie są duże kolejki, możemy o tym zapomnieć – mówi jedna z kasjerek w Tesco.

Są też firmy jak białostocki Promotech, które płacą pracownikom dobrowolnie deklarującym niepalenie papierosów 80 zł brutto miesięcznie. Są świadomi, że gdy zostaną później złapani z papierosem w pracy, muszą się liczyć nawet ze zwolnieniem – mówi Małgorzata Jaromska, kierownik działu kadr i wynagrodzeń w Promotechu. Firma wcześniej dofinansowywała palaczom chcącym zerwać z nałogiem zakup np. plastrów z nikotyną. – Pracownicy podpisują oświadczenie.

Jednak nawet jako palacz pamiętam czasy, kiedy normalnie palono w biurach bez oglądania się na to, czy komuś dym przeszkadza. W Gdańsku trwa proces Hanny Niewiadomskiej przeciw firmie Skanska. Kobieta była zmuszona przez 33 lata pracy przebywać w jednym pomieszczeniu z palącymi i zdaniem lekarzy rak płuc, na którego zachorowała, to właśnie tego efekt.

Przy okazji zbierania materiałów do tekstu przejrzałem także wiele internetowych wpisów pod tekstami poświęconymi temu, czy zakazywać palenia w biurach. Poza standardowym wyzywaniem się od idiotów i śmierdzieli nie brakowało ciekawszych wypowiedzi. Zdaniem Wododo, choć niepalący nie szkodzi palaczowi swoim niepaleniem, to demonizowanie niepalących jako tyranów wyganiających biednych, poszkodowanych palaczy na deszcz i mróz to poważne nadużycie i gwałt na rozumie. „Sam palę, wiem o szkodliwości mojego nałogu, ale ciągle działa na mnie magia wpływu rozmów przy dymku na rozwój kontaktów międzyludzkich” – pisze na jednym z forów.

„Nic tak nie integruje nowych pracowników jak przerwa na papierosa, zresztą były badania i osoby palące są na ogół bardziej otwarte, komunikatywne i kreatywniejsze, więc... idę na fajkę” – napisał Pewex.

Jeszcze inni demagogicznie uważają, że skoro obowiązuje zakaz picia alkoholu w miejscu publicznym, to niech zabronią także palić. “Ja mam źle, to niech inni też cierpią” – czytam. “Jestem jedyną osobą palącą w biurze. Wychodzę na dwór i nie narzekam. Nie cierpię ataków na palaczy i nie palę przy niepalących. Ale i tak wszyscy głośno mnie pouczają. Czy alkoholik też jest tak oficjalnie przez społeczeństwo atakowany?” – pyta eszka.

[srodtytul]Jak u innych?[/srodtytul]

Za granicą także trudno o jeden model. We Włoszech czy Hiszpanii pali bardzo dużo osób, jednak palarnie nie są częstym zjawiskiem. – Musimy wychodzić z budynku, co jest doskonałą okazją, by się choć na chwilę oderwać od pracy. Nie kojarzę żadnej firmy, która by zapewniła pracownikom palarnię – mówi jeden z włoskich bankowców. Dlatego w kraju, w którym mimo zakazu pali się w centrach handlowych czy na dworcach, pracownicy biurowi z papierosami są traktowani jak margines, który jednak trzeba tolerować. Podobnie we Francji – papierosy są wszechobecne, jednak w biurach palić nie można. – Najgorzej jest, gdy pada. Wtedy naprawdę czujemy się jak szkodliwy margines – mówi Stephane pracujący w firmie handlowej.

Jeszcze inna historia to restauracje i puby. W Polsce przybywa miejsc z zakazem palenia, ale w większości są strefy dla palaczy. Jednak w restauracjach we Francji, Włoszech czy Wielkiej Brytanii obowiązuje całkowity zakaz palenia. Na Wyspach doszło do kuriozalnej sytuacji, bo nawet w pubach nie można zapalić papierosa. Klient łamiący zakaz zapłaci 50 funtów kary, a właściciel lokalu 2,5 tys.

Dlatego nie ma się co dziwić, że próbują tam z zakazem walczyć, czasami bardzo niekonwencjonalnie. Właściciel pubu Wellington Arms w Southampton zmienił lokal w konsulat Redondy, bezludnej wysepki na Karaibach. Prawo brytyjskie nie obowiązuje na terenie konsulatów i ambasad, dlatego liczył na przyciągnięcie palaczy. Sztuczka się jednak nie powiodła – brytyjskie MSZ nie uznało wyspy za kraj, tylko terytorium zależne, więc nie może mieć konsulatu.

No i jeszcze lotniska. Na niemieckich czy szwajcarskich, choć obowiązuje zakaz palenia, są szklane kabiny, w których można się „dotlenić”, zwłaszcza przed dalekim lotem. – Na lotnisku w Chicago trafiłem raz na tak wyrozumiałego pogranicznika, że wyprowadził nas specjalnym, niedostępnym dla pasażerów, przejściem poza terminal, żebyśmy mogli zapalić – mówi znajomy z redakcji.

Z reguły nie do przejścia jest obsługa samolotów. Drzwi w toaletach nie są tak szczelne, aby obsługa nie poczuła dymu. Wtedy już po wylądowaniu może winowajcę wskazać ochronie, co zależnie od kraju docelowego grozi nawet aresztem.

[ramka][srodtytul]Palenie w liczbach [/srodtytul]

61 mld sztuk papierosów kupili Polacy w 2009 r. Jeszcze w 2005 r. sprzedaż sięgała

73,6 mld sztuk

8,09 zł średnio kosztuje w tym roku w Polsce paczka papierosów. Mimo ciągłych podwyżek to nadal dużo mniej niż w krajach Europy Zachodniej

13,5 mld zł wyniosły w ubiegłym roku wpływy do budżetu z tytułu akcyzy od wyrobów tytoniowych

19 proc.nawet tyle według szacunków branży tytoniowej wypalanych w Polsce papierosów pochodzi z przemytu

5 mln zł warte było 650 tys. paczek papierosów przechwyconych przez celników w lutym na granicy z Białorusią. To największa przejęta w tym roku kontrabanda [/ramka]

[b] Więcej publicystyki ekonomicznej [link=http://www.rp.pl/temat/449164__eko___.html]w piątkowym dodatku {eko+}[/link][/b]

Powoli odchodzą w zapomnienie czasy, kiedy to właśnie na biurowym papierosku można było się dowiedzieć absolutnie o wszystkim, co się dzieje w firmie. Nie tylko o nowych osobach czy zwolnieniach, ale także o biurowych romansach.

Pozostało jeszcze 97% artykułu
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień
Ekonomia
Złoty wiek dla ambitnych kobiet
Ekonomia
Rekordowy Kongres na przełomowe czasy
Ekonomia
Targi w Kielcach pokazały potęgę sektora rolnego
Materiał Promocyjny
Między elastycznością a bezpieczeństwem