Greckie domino eurolandu

Czy kłopoty Aten mogą spowodować pogorszenie się sytuacji Lizbony i Madrytu?

Publikacja: 30.04.2010 03:49

Demonstracja w stolicy Grecji przeciw zapowiedzi cięcia pensji

Demonstracja w stolicy Grecji przeciw zapowiedzi cięcia pensji

Foto: AFP

Gdyby dzisiaj Grecja nie miała kłopotów, nikt prawdopodobnie nie robiłby alarmu wokół kiepskich wyników gospodarek hiszpańskiej i portugalskiej. Ale inwestorzy szukają teraz najwyraźniej kolejnej ofiary. A rynki spekulują: Portugalia czy Hiszpania?

Mówi się już wręcz o kłopotach Club Med, czyli krajów położonych w basenie Morza Śródziemnego, przy czym na razie nikt nie zwraca uwagi za gigantyczny włoski dług publiczny sięgający 236 proc. PKB.

I Hiszpanie, i Portugalczycy jednak są w zupełnie innej sytuacji niż Grecy, bo nigdy nie fałszowali danych, kiedy starali się o przyjęcie do unijnej elity – eurolandu. Tyle że obydwa kraje popełniły ten sam błąd co Grecy. Po przyjęciu euro rozpoczęli wielkie programy inwestycyjne, bo z dnia na dzień pieniądze, jakie pożyczały, stały się znacznie tańsze. Także konsumpcja rosła znacznie szybciej niż PKB, spadało bezrobocie, wpływając na poprawę nastrojów społecznych. W Portugalii znalazło to odzwierciedlenie w zadłużeniu sektora publicznego, w Hiszpanii nadwyżka budżetowa zmieniła się w deficyt, który rósł niebezpiecznie.

Kiedy w Hiszpanii kryzys doprowadził do pęknięcia spekulacyjnej bańki na rynku nieruchomości, inwestycje w tej branży stanęły, co natychmiast spowodowało wzrost bezrobocia, które dzisiaj sięga 20 proc. Rząd tylko pogłębił kryzys na rynku pracy, zwiększając zasiłki dla bezrobotnych. Tym samym zniechęcił do poszukiwania jakiejkolwiek pracy, drenując kasę państwa. Laureat ekonomicznego Nobla Paul Krugman uważa, że to Hiszpania, a nie Portugalia, ani nawet Grecja jest dzisiaj największym zagrożeniem dla strefy euro. Hiszpańska minister finansów Elena Selgado obraziła się wówczas, mówiąc, że „Krugman nie rozumie Hiszpanii”. I wskazywała, że dług publiczny w tym kraju wynosi zaledwie 54,3 proc., czyli jest niższy niż połowa zadłużenia Grecji. Krugmanowi chodziło tutaj jednak nie o procenty, tylko o kwotę. Hiszpańska gospodarka jest czterokrotnie większa niż grecka, a zeszłoroczny PKB wyniósł 1,2 bln euro, a jej udział w PKB eurolandu to 11,8 proc. Przy tym według prognoz Międzynarodowego Funduszu Walutowego gospodarka hiszpańska będzie jedyną wśród dużych krajów UE, gdzie w tym roku wzrost będzie w najlepszym wypadku zerowy.

Pracy nie ma dziś ponad 4 mln Hiszpanów. W tej sytuacji Madryt musi całkowicie przebudować gospodarkę, tworząc kilka ośrodków wzrostu. A to jest kosztowne, zwłaszcza w sytuacji, kiedy konsekwentnie muszą być obsługiwane i spłacane wszystkie zobowiązania finansowe. Hiszpański rząd przedstawił co prawda plan ratunkowy i chce do roku 2013 obniżyć wydatki o 50 mld euro oraz zredukować deficyt budżetowy do 3 proc. Szybko jednak okazało się, że to nie wystarczy i cięcia muszą być głębsze. To z kolei zaogniło sytuację społeczną, rozpoczęły się protesty.

Protestują również Portugalczycy, bo i ich rząd ma plan oszczędnościowy, ale zadłużenie państwa i tak może wzrosnąć do 85 proc. PKB. Przy tym Lizbona ma ogromne trudności, ponieważ nie ma większości w parlamencie i już ma na koncie torpedowanie planów oszczędnościowych.

Inwestorzy bardzo nerwowo reagują na każde wydarzenie dotyczące finansowej sytuacji Portugalii, jak chociażby przegłosowanie, wbrew woli rządu, pakietu pomocowego o wartości 400 mln euro na wsparcie regionów zamorskich. Niemniej jednak premier Jose Socrates obiecuje, że deficyt budżetowy na poziomie 3 proc. w roku 2013 jest absolutnie do osiągnięcia. Na razie wśród oszczędności znalazły się zamrożenie płac w administracji i zmniejszenie zatrudnienia w tym sektorze. Problemami pozostają jednak mało wydajne rolnictwo i infrastruktura turystyczna, która wymaga ogromnych nakładów, aby zaczęła przynosić godziwe zyski.

[ramka][srodtytul]Moody’s: czekamy na plan pomocy[/srodtytul]

Agencja Moody’s poinformowała w czwartek wieczorem, że decyzję w sprawie ewentualnej obniżki oceny wiarygodności kredytowej Grecji podejmie po przedstawieniu programu pomocy dla tego kraju. Wcześniej rating Grecji do „śmieciowego” obniżyła agencja Standard & Poor’s. Według nieoficjalnych informacji Europejski Bank Centralny i Międzynarodowy Fundusz Walutowy sugerują Grecji głębsze cięcie deficytu (o 10 pkt proc. w ciągu dwóch lat), zamrożenie płac i rezygnację z dwóch dodatkowych pensji w sektorze publicznym. Rząd w Atenach rozważa też wzrost VAT z 21 proc. o 2 – 4 pkt proc., akcyzy na paliwo, alkohol i papierosy. Z kolei prezes EBC Jean-Claude Trichet wezwał Unię do stworzenia rygorystycznych zasad polityki fiskalnej.

W czwartek rynek zdawał się nie zwracać uwagi na kryzys finansów w Grecji. Ateński indeks ASE zyskał 7,14 proc., a rentowność obligacji dwuletnich spadła z 16,2 proc. do 12,5 proc. Umocnił się też złoty i za euro trzeba było zapłacić 3,90 zł wobec 3,95 zł w środę.

[i]—czu, hk, bloomberg[/i] [/ramka]

[ramka][srodtytul]Na początek wsparcie strefy euro[/srodtytul]

Warte nawet 135 mld euro koło ratunkowe dla Grecji ma być finansowane z kilku źródeł. Wypłaty będą rozłożone na trzy lata. Na 30 mld dol. w formie kredytów (oprocentowanych na 5 proc. w skali roku), które trafią do Grecji w pierwszym roku, złoży się pozostałe 15 krajów eurolandu. Do tego 15 mld dol. ma pochodzić z Międzynarodowego Funduszu Walutowego (otrzymuje składki od 186 swoich członków). W 2009 r. państwa UE postanowiły przekazać do MFW dodatkowe 175 mld dol. W tej kwocie na Polskę przypada 4,06 mld dol., ale są to jedynie potencjalne zobowiązania, które trzeba będzie ponieść, gdyby się okazało, że MFW wyda wszystkie środki, którymi dysponuje. Niejasne są źródła pochodzenia kolejnych wypłat dla rządu w Atenach. Wiadomo, że do pomocy włączy się Europejski Bank Centralny. [/ramka]

Gdyby dzisiaj Grecja nie miała kłopotów, nikt prawdopodobnie nie robiłby alarmu wokół kiepskich wyników gospodarek hiszpańskiej i portugalskiej. Ale inwestorzy szukają teraz najwyraźniej kolejnej ofiary. A rynki spekulują: Portugalia czy Hiszpania?

Mówi się już wręcz o kłopotach Club Med, czyli krajów położonych w basenie Morza Śródziemnego, przy czym na razie nikt nie zwraca uwagi za gigantyczny włoski dług publiczny sięgający 236 proc. PKB.

Pozostało jeszcze 92% artykułu
Ekonomia
Brak wody bije w konkurencyjność
Ekonomia
Kraina spierzchniętych ust, kiedyś nazywana Europą
Ekonomia
AI w obszarze compliance to realna pomoc
Ekonomia
W biznesie nikt nie może iść sam
Ekonomia
Oszczędna jazda – techniki, o których warto pamiętać na co dzień