Reklama

Czy umiemy podwyższać podatki?

- Rządzący mają problem z mówieniem o podwyżce podatków. Tymczasem taka umiejętność na pewno jeszcze się przyda - pisze Witold Modzelewski, prof. Uniwersytetu Warszawskiego i prezes Instytutu Studiów Podatkowych

Publikacja: 18.11.2010 19:56

Czy umiemy podwyższać podatki?

Foto: Rzeczpospolita, Mirosław Owczarek MO Mirosław Owczarek

Red

[b]Więcej publicystyki ekonomicznej w piątkowym dodatku [link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]{eko}+[/link][/b]

Przez najbliższe miesiące kilka milionów ludzi będzie uważnie słuchać władzy. Jak nigdy rządzący skupiać będą uwagę tych, których z reguły ani polityka ani politycy niewiele obchodzą.

Ten pozorny fenomen ma na imię podwyżka podatków. Mówi ona kodem o szczególnej czytelności, charakterystycznej dla demokratycznej państwowości. Czyli jest to cecha dobrej normalności; chyba tego chcieliśmy.

Nagle zupełnie nieważne słowa wypowiadane zwykle dla garstki dziennikarzy stają się bardzo ważne. Chyba trzeba o tym politykom przypomnieć. Teraz nie mogą się chować: ich słowa nie mogą też przekazywać złych sygnałów: zagubienia, strachu lub bezradności.

[srodtytul]Zagubienie władzy[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Początek był raczej dobry: podwyżki podatków są konieczne i już. Dalej zadłużać się nie możemy. Tak mówi władza: ktoś rządzi – to jego gospodarska rola.

Potem było gorzej. Uciekający przed dziennikarzami oficjele „od szczegółów”, byle jakie projekty. Słowa nieporadnych i raczej mało przejmujących się swoją rolą biurokratów.

Reakcja zażenowania lub złości: widać, że wzięli się za coś, czego chyba nie ogarniają. Oby nie tak dalej, bo nikt już nie chce kolejnej ich klęski. Zwłaszcza podatnicy. Pewnie władza nie wie, że może mieć w nich sojuszników i jedynych skutecznych wykonawców swojej woli. Przynajmniej w tej dziedzinie.

Odczucia niezaangażowanego obserwatora są raczej smutne. Cytując Leca, jesteśmy wciąż społeczeństwem klasowym, przy czym dzielimy się już na dwie nowe klasy: „polityczną” i „całej reszty”. Tak będzie zawsze, gdy trzeba podwyższyć podatki.

„Cała reszta” da sobie radę. Mam wrażenie, że już nawet zaakceptowała podwyżki jako coś, co nastąpi. Nieuchronnie. Nie będzie protestów, bo i po co? Co najwyżej irytację budzi brak informacji, sprzeczne sygnały i głupkowate komentarze. Zwłaszcza o „przejściowym” charakterze podwyżek. W to nikt nie wierzy.

Gorzej z „klasą polityczną”. Mimo że ucichło liberalne trajkotanie o jednej stawce dla wszystkich podatników, już nie powtarza ona bzdur o „upraszczaniu” i „obniżaniu” (to jej małe sukcesy), wypada źle lub gorzej.

Reklama
Reklama

O podatkach władza musi mówić językiem interesu publicznego. Tu potrzeba mieć świadomość państwową, bo każda inna jest dysonansem, fałszem, wręcz karykaturą. Najgorsze wrażenie robi zasadne podejrzenie o „andersenizację” postaw polityków, czyli coś ze skarbnicy tej gorszej historii międzynarodowego biznesu podatkowego.

Ciekawe czy w drugim szeregu władzy nie usadowili się suflerzy z tej ławki. Jeżeli tak (chyba niemożliwe), to mógłbym zrozumieć dlaczego klasa polityczna przegrywa, tę bitwę.

Niech się jednak nie cieszy opozycja: to może być również jej przegrana. Podwyżki podatków są nielicznym, ale prawdziwym problem państwowym: trzeba je krytykować, bo to istota demokracji, ale w interesie publicznym, w trosce o państwo.

Nie musimy się martwić stanem umysłów klasy politycznej, bo jej porażki wcale nie muszą oznaczać nieudanej podwyżki podatków. Ją mogą „zrobić” podatnicy, owe kilka milionów bacznych obserwatorów, którzy wiedzą nie tylko na czym to polega, aleteż jak na tym nie stracić (nawet zarobić).

To zupełnie inny czas, nieporównywalny z prawie już zapomnianym 5 lipca 1993 r. (wprowadzenie VAT i akcyzy) czy 1 stycznia 1992 r. (nowy podatek dochodowy). Wtedy władza musiała przyjąć rolę nauczyciela, choć się do tego mało nadawała. Teraz to już niepotrzebne. Wystarczyłby kompetentny, wyrażany w interesie publicznym przekaz dopracowanych „szczegółów”, które dobrze rozumie każda księgowa.

[srodtytul]Podpowiedzi[/srodtytul]

Reklama
Reklama

Przy okazji polecam uwadze całej klasy politycznej grupę wyborców: głównie kobiety, konserwatywne, praktyczne i skrupulatne, które można próbować zjednać kompetencją, rzeczowością i sympatią. Lepiej im nie „podpadać”, a zwłaszcza denerwować niefrasobliwością czy brakiem wyobraźni.

Sądzę, że w najbliższych wyborach ich zdanie będzie mieć istotne znaczenie. Prowadząc dalej tę operację w podobny sposób istotna część klasy politycznej może przez przypadek dokonać samoeliminacji, a swój dalszy udział w tzw. sprawowaniu władzy może zachować tylko przypadkowo – głównie poprzez brak alternatyw wyborczych.

Pozwolę sobie przypomnieć, że jej dotychczasowy dorobek myślowy na tej niwie maluje się w żałosnych barwach. Przez prawie dwa lata co rusz zapewniano, że o podwyżkach podatków „nie ma mowy”. Gorzej, że pomysł ustawienia byłego prezydenta w roli hamulcowego, który blokuje „reformy finansów publicznych”, sam w sobie był czymś od początku niefortunnym, a tragiczny koniec tego sporu każe już tylko milczeć na ten temat.

Potem nastąpiła jakże czytelna wolta: (jakoby) hamowanie reformy sprowadzono głównie do obniżki zasiłku pogrzebowego, a podwyżka podatków jest „jedynym wyjściem”, co w ustach jej niedawnych zagorzałych przeciwników jest wyjątkowo niewiarygodne.

Podwyżka podatku z perspektywy władzy jest połączeniem dobrego rzemiosła legislacyjnego i dość naiwnie pojętej świadomości państwowej. Część rzemieślnicza sprowadza się do kilkunastu zasad, które są znane, choć dotąd nie napisano o tym jakiegokolwiek podręcznika (teraz przydałby się bardzo). Pozwolę sobie przypomnieć najważniejsze z nich:

Reklama
Reklama

- zasada godziny zero: trzeba precyzyjnie określić od kiedy obowiązują nowe stawki podatku i do kiedy stare. Dzień, a dokładniej noc, kiedy to nastąpi, powinien być jednocześnie początkiem miesiąca, bo podatki „żyją” w tym rytmie. Wcale nie musi to (raczej nie powinien) być początek roku podatkowego (wyjątek dla podatków dochodowych); najlepiej, aby to właśnie nie był początek roku;

- zasada uprzedzenia: sprzedawcom i usługodawcom trzeba dać minimum cztery, pięć miesięcy, by mogli rozgryźć prawne i ekonomiczne niuanse zmian. Stosowne przepisy, które nigdy nie będą proste, powinny mieć długie vacatio legis i wziąć na siebie pierwszą i najważniejszą falę krytyki – pod jej wpływem można je też poprawiać, jeśli twórcom zabraknie wyobraźni (z reguły brakuje);

- zasada czasowej dwoistości: podwyższone podatki od pewnej daty powinny przez pewien czas współistnieć ze starymi, niższymi stawkami aż do czasu wyprzedaży towarów, które wyprodukowano lub zakupiono na niższych stawkach; czym dłużej tym lepiej,

- zasada prostodusznej lojalności: tworząc przepisy przejściowe, które wprowadzają wyjątki (przejściowa dwoistość), trzeba kierować się wiarą, że podatnicy działają w dobrej wierze oraz znają i chcą zastosować się do obowiązujących reguł. Dla nich tworzymy przepisy określające wyjątki, chcąc, by wiedzieli jak postąpić, a decyzje muszą szybko podejmować. Od tej grupy zależy powodzenie operacji. Warto im wierzyć i ufać – nie należy ich straszyć;

- zasada bezpośredniego dialogu: prawie każda branża, która musi przeżyć podwyżkę podatków, ma swoje specyfiki, często dość egzotyczne. Warto je poznać i uszanować. Do tego potrzebny jest dialog z zainteresowanymi, raczej bez pośrednictwa lobbystów;

Reklama
Reklama

- zasada zamkniętego okresu przejściowego: wiadomo, że przez pewien czas panować będzie rozgardiasz, irytacja i nie zawsze wybredna krytyka. Trzeba jasno określić, jak długo będzie trwać stan przejściowy, po którym są już tylko podwyższone stawki. W naszych realiach nie powinno to trwać dłużej niż pół roku.

Zasady te pozostawiam pamięci i rozwadze tych, którzy będą rządzić przez najbliższych dziesięć lat. W tym czasie mogą się wielokrotnie przydać. Tego możemy być już pewni.

[b]Więcej publicystyki ekonomicznej w piątkowym dodatku [link=http://www.rp.pl/temat/449164.html]{eko}+[/link][/b]

Przez najbliższe miesiące kilka milionów ludzi będzie uważnie słuchać władzy. Jak nigdy rządzący skupiać będą uwagę tych, których z reguły ani polityka ani politycy niewiele obchodzą.

Pozostało jeszcze 96% artykułu
Reklama
Ekonomia
Polska już w 2026 r. będzie wydawać 5 proc. PKB na obronność
Ekonomia
Budżet nowej Wspólnoty
Ekonomia
Nowe czasy wymagają nowego podejścia
Ekonomia
Pacjenci w Polsce i Europie zyskali nowe wsparcie
Materiał Promocyjny
Sprzedaż motocykli mocno się rozpędza
Ekonomia
Sektor usług biznesowych pisze nową strategię wzrostu
Reklama
Reklama