Na dobre rozwija się debata nad „udomowieniem" polskiego systemu bankowego. Dotychczas zgłaszane pomysły wykazują się dużym stopniem odideologizowania tematu, co należy szczególnie cenić, gdyż dyskusja sprzed kilku lat w czasie kryzysu finansowego z września 2008 r. i po nim w moim przekonaniu taka nie była. Temat tym razem, niestety, nie wydaje się sztucznie rozdmuchany. Polski system bankowy na tle Europy wydaje się wyjątkowo zdrowy i odporny na turbulencje na rynkach finansowych spowodowane kryzysem finansów publicznych wielu krajów UE. Istotne jednak nie są niebudzące zastrzeżeń solidne fundamenty polskiego systemu bankowego, lecz możliwa transmisja efektów przymusowego dokapitalizowania europejskich matek na zachowanie polskich córek, na które to lokalne zarządy raczej nie będą mieć większego wpływu.
Kilka tygodni temu Rada Europejska podjęła decyzję, że systemowo istotne banki europejskie muszą do końca czerwca 2012 r. drastycznie podnieść swój współczynnik kapitałowy tier 1 z 5 do 9 proc. Na pierwszy rzut oka sytuacja polskiego sektora bankowego jest pod kontrolą. Jednak problem może być dla nas wyjątkowo duży, gdyż luka kapitałowa banków europejskich szacowana jest na ok. 106 mld euro.
Pozyskanie takich kapitałów wśród inwestorów prywatnych nie jest w dzisiejszych warunkach rynkowych, a zwłaszcza w tak krótkiej perspektywie, możliwe. W konsekwencji banki europejskie będą musiały zostać dokapitalizowane środkami publicznymi albo zmniejszyć swoje bilanse. Jedno i drugie może mieć negatywny wpływ na poziom akcji kredytowej polskich córek tych banków, a kontrolują one przecież niebagatelne 70 proc. aktywów w naszym kraju. Można oczywiście żywić nadzieję, że polski rynek jest na tyle atrakcyjny, że stabilne i ponadprzeciętne (w skali europejskiej) zwroty na zaangażowanym kapitale nie spowodują ograniczeń akcji kredytowej w Polsce, tylko w innych krajach. Zakładamy tutaj jednak pewną racjonalność podejmowanych decyzji biznesowych, co przy uruchamianej gigantycznej pomocy publicznej nie wydaje się, niestety, wielce prawdopodobne.
Jakie mamy pole manewru
Po pierwsze: nie należy się wstydzić podejmowania prób zmian właścicielskich, zwłaszcza w tych polskich bankach, w których właściciele mogą sięgnąć po pomoc publiczną swoich rządów bądź w których luka kapitałowa jest na tyle istotna, że istnieje prawdopodobieństwo istotnej redukcji ich bilansów.
Po drugie: koncepcja „udomowienia" polskich banków, która doprowadzi do przeniesienia ich ośrodka decyzyjnego nad Wisłę, jest niezmiernie ciekawa, ale niełatwa do realizacji. Z pewnością złym pomysłem byłaby jakakolwiek próba nacjonalizacji, ale o to możemy być raczej spokojni, gdyż kapitał państwowy konieczny do przeprowadzenia takiej operacji po prostu nie istnieje, a niezbędna konsolidacja finansów publicznych takie pomysły dodatkowo ograniczy.