W akcji obok amerykańskiego FEDu oraz Europejskiego Banku Centralny interweniowały instytucje narodowe Wielkiej Brytanii, Kanady, Japonii oraz Szwajcarii. Wspólnie ogłosiły, że zdecydowały się na obniżenie o 50 pb. oprocentowanie dotychczas istniejących dolarowych linii swapowych. Linie te funkcjonują pomiędzy bankami centralnymi od 2007 r. Dzięki nim instytucje centralne mogą zapewniać dolarową płynność bankom komercyjnym. Teraz ich oprocentowanie będzie wynosiło tylko 50 pb. ponad stopę OIS (swapów overnight), czyli Fed oferuje finansowanie bardziej preferencyjne niż dotychczas. Nowe uzgodnienia wejdą w życie począwszy od 5 grudnia 2011 r.
- Celem tych działań jest zmniejszenie napięcia na rynkach finansowych i wsparcie aktywności gospodarczej, wynika ze wspólnego komunikatu banków centralnych – czytamy we wspólnym komunikacie wystosowanym przez banki.
Fed poinformował, że banki obecnie nie mają problemów z pozyskaniem krótkoterminowego finansowania, jednak jeśli sytuacja się pogorszy, bank dysponuje "dużym wachlarzem narzędzi", które może wdrożyć w miarę potrzeby.
Reakcja rynków była natychmiastowa. Tuz po interwencji dolar zaczął gwałtownie tracić względem europejskiej waluty. W szczytowym momencie 1 euro kosztował 1.3499 dol. Jest to skok o około 1 proc.
Podobnie jak euro zareagowała polska waluta. Tuż po godzinie 14.00 złoty zaczął umacniać się względem euro i dolara. W ciągu kilku minut cena amerykańskiej waluty spadła o 8 groszy kosztując przez chwilę 3,3235 zł za dolara. Podobny schemat oglądaliśmy względem euro. Złoty umocnił się wobec europejskiej waluty o około 4 grosze, spadając poniżej psychologicznej granicy 4,50. Waluta Wspólnoty zaliczyła minimum na poziomie 4,4862 zł za jedno euro. Efekt był jednak bardzo krótkotrwały i w tym momencie oglądamy już odbicie na kursach.