Oznacza to, że negocjowany obecnie - warty 130 mld euro - drugi pakiet pomocowy dla Aten, będzie wymagał zwiększenia. Jak zauważyli sami inspektorzy różnice można pokryć na kilka sposobów. Przede wszystkim można zwiększyć pomoc, jaką otrzymują Grecy od krajów strefy euro oraz od Międzynarodowego Funduszu Walutowego. Opcja druga opiera się na pomocy europejskich banków centralnych lub samego Europejskiego Banku Centralnego (EBC). Trzecia koncepcja polega na dodatkowym zwiększeniu strat, jakie poniosą prywatni wierzyciele Aten. Problem w tym, że wymienione pomysły mają małą szanse powodzenia.

Pierwsi swoje „nie", dla pomysłu zwiększenia wartości pożyczek pomocowych przyznanych Atenom przez kraje eurolandu, wyrazili Niemcy.

– Grecja potrzebuje, by prywatni wierzyciele dokonali 50 proc. odpisu na posiadanych greckich obligacjach. Nie ma potrzeby dokonywania dodatkowych wkładów z sektora publicznego – powiedział dla telewizji N-TV Wolfgang Schauble, szef resortu finansów Niemiec. Identyczne stanowisko prezentuje Berlin względem sugestii wnioskujących o większy udział EBC w walce z kryzysem.

Wobec sprzeciwu głównego pomocodawcy pozostaje tylko ostatnia opcja, która w obecnej sytuacji również nie jest pewna. Negocjacje ws. redukcji długu trwają. Pierwotna koncepcja, mówiąca o stratach rzędu 50 proc., poszła w zapomnienie. Obecnie spekuluje się, że wartość odpisu wyniesie nawet 75 proc. wartości posiadanego długu. Na to prywatni wierzyciele nie chcą się zgodzić. Postawili nowe warunki. Podpiszą nowe porozumienie i zgodzą się na większe straty jeśli na identyczny krok zdecyduje się EBC oraz rządy krajów strefy euro. Według ostatnich szacunków na kontach EBC oraz narodowych banków centralnych strefy euro znajdują się greckie papiery o wartości od 50 do 55 mld euro.