Rz: Zbiera pan wyjątkowe dzieła sztuki i przedmioty rzemiosła artystycznego z dwudziestolecia międzywojennego. Jak to się zaczęło?
Janusz Koczyk:
Przypadkiem. W 2000 roku wpadła mi w ręce cukiernica Kula, zaprojektowana przez Julię Keilową. Tak mnie zachwyciła, że nie tylko ją kupiłem, ale zacząłem poznawać historię sztuki dwudziestolecia międzywojennego. O Julii Keilowej nic wcześniej nie wiedziałem. Najpierw w antykwariatach wyszukałem m.in. katalogi wyrobów warszawskich wytwórni platerów, tzn. Frageta, braci Henneberg, Norblina. Kolejno zacząłem kupować piękne przedmioty użytkowe, przede wszystkim sztukę stołu: sztućce, cukiernice, świeczniki. W moim domu wiele z tych przedmiotów nadal pełni swoje pierwotne funkcje.
Ile zapłacił pan za cukiernicę?
2 tysiące złotych. Wydawało mi się wówczas, że są to kosmiczne pieniądze. Dziś wiem, że jak zbiera się z pasją, to kwestia ceny schodzi na dalszy plan.