Rz: W uzasadnienia wniosku prokuratury o odrzuceniu rozpoczęcia śledztwa w sprawie Amber Gold jest też informacja, że PZU ubezpieczało Amber Gold. Wielu prawników reprezentujących poszkodowanych uważa, że to Wy ubezpieczaliście złoto spółki a wręcz gwarantowaliście zyski z lokat klientów...
Andrzej Klesyk: Absolutnie nie. Taki typ polis nie istnieje. Jedyna czynna umowa, która w jakikolwiek sposób może nas pośrednio wiązać z Amber Gold to ubezpieczenie samochodów w leasingu, co jest raczej relacją między PZU a firmą leasingową. Jedyna umowa, na którą ktoś może się powoływać to umowa OC, zawarta na rok, w 2009 r. Standardowo takie umowy nie obejmują swoim zakresem odpowiedzialności za szkody, które są czystą stratą finansową powstałą wskutek niewykonania zawartych umów, w związku oferowaniem produktów finansowych przez tzw. parabanki.
Niestety większość Polaków nie rozróżnia pojęcia parabank ora banku. Śmiało też można powiedzieć, że niewiele wiemy czym się zajmują ubezpieczyciele.
Z punktu widzenia całego systemu bankowego, środki wpłacone przez klientów Amber Gold nie są duże. Może więc dobrze się stało, że spektakularny upadek Amber Gold wywołał publiczną dyskusję na temat parabanków? Na pierwszy rzut oka wszystkie instytucje postępowały zgodnie z procedurami. To jednak nie wystarczyło do skutecznej ochrony klientów tej firmy. I to jest główny problem, który widzę w tej sprawie.
Większość obserwatorów wini za Amber Gold prokuraturę i sądy rejestrowe, ale duże instytucje finansowe, w tym także PZU zaniedbały też sprawę edukacji Polaków