2,5 tys. zł zapłacono na aukcji za serwis „Dorota”

Rekordowe ceny na aukcjach osiągają porcelanowe rzeźby oraz serwisy z lat 50. i 60., projektowane w Instytucie Wzornictwa Przemysłowego w Warszawie, a produkowane głównie w Ćmielowie.

Publikacja: 13.06.2013 02:11

2,5 tys. zł zapłacono na aukcji za serwis „Dorota”

Foto: ROL

Jednym z projektantów jest rzeźbiarz prof. Lubomir Tomaszewski (ur. 1923 r.). 7 czerwca w Instytucie Designu w Kielcach (www.idkielce.pl) otwarto retrospektywną wystawę jego prac. Artysta przyleciał na jej otwarcie.

Od ponad 40 lat Lubomir Tomaszewski mieszka w USA. Był profesorem na Wydziale Wzornictwa Uniwersytetu Bridgepoint. Kilka lat temu krajowe muzea go odnalazły. Poprosiły, żeby poinformował, kto jest autorem poszczególnych porcelanowych rzeźb, bo nie wszyscy zostali zidentyfikowani.  Rzeźb jest kilkadziesiąt. Znane są głównie dzieła Haliny Orthwein  i Henryka Jędrasiaka. Spośród prac Tomaszewskiego  wielką popularność zdobyła „Dziewczyna w spodniach".

– Mistrzem obserwacji i spontanicznych, iście genialnych aktów twórczych był Mieczysław Naruszewicz. Przykładem niech będzie jego sławna „Kotka leżąca". Jest to jakby rzucona w powietrze plama z porcelany, urzekająca siłą ruchu i wyrazu – tak o współpracowniku z Instytutu Wzornictwa mówi Lubomir Tomaszewski.

Porcelanowe rzeźby, bliskie abstrakcji, nowatorskie w formie, powstawały tuż po czasach stalinowskiego terroru. Dziś ich fenomen wyjaśnia się tym, że był to rodzaj twórczego odreagowania emocji po socrealizmie.

– Dodam ważny szczegół – mówi profesor Tomaszewski. – Studiowaliśmy na Wydziale Rzeźby, gdzie mimo zewnętrznej sytuacji politycznej istniał jeszcze duch np. Rodina i Maillola. To ukształtowało naszą wyobraźnię. Bez tego nasza twórczość nie byłaby możliwa.

Miarą powodzenia rzeźb i serwisów jest  to, że od ok. 10  lat coraz częściej są sprzedawane na krajowych  aukcjach. Do popularyzacji przyczynił się fakt, że ich produkcję z oryginalnych zachowanych form prowadzi  Fabryka Porcelany AS Adam Spała w Ćmielowie. Porcelanowe rzeźby AS eksportuje  do 12 krajów świata.

Rynkową pozycję rzeźb  umocniła wielka wystawa, połączona ze sprzedażą, w Desie Unicum z wiosny 2012 r. Dobrze sprzedawały się dzieła z Ćmielowa, Jaworzyny Śląskiej, Wałbrzycha, Chodzieży. Od tamtego czasu oferowane są na aukcjach, np. Rempeksu lub  Desy w Krakowie.

Zrewolucjonizowały sztukę zdobniczą

W marcu na aukcji Sopockiego Domu Aukcyjnego licytowana była kolekcja 32 figurek. Dużo, bo 2,5 tys. zł (cena wywoławcza: 1,1 tys. zł), zapłacono za zdekompletowany serwis „Dorota" Lubomira Tomaszewskiego. Kolejne figurki z porcelany firma wystawi na aukcji jesienią.

– Jest coraz więcej kolekcjonerów tych rzeźb. Na niektóre są zapisy. Teraz pilnie poszukiwany jest np. „Nosorożec" Henryka Jędrasiaka. Kolekcjonerzy gotowi są płacić za niego po 4 tys. zł. Mieliśmy „Nosorożca" z utrąconym noskiem. Mimo to kupiono go za 1,8 zł, bo to rzadkość. Wiele osób wybiera te porcelanowe rzeźby na prezenty. Pani kupiła za 800 zł „Liska" na prezent dla myśliwego –  informuje Iwona Pleksot z Sopockiego Domu Aukcyjnego.

Prof. Irena Huml jest wysoko cenioną specjalistką od sztuki zdobniczej, zwłaszcza powojennej.  – To są rzeźby, kameralne, które zrewolucjonizowały tę dziedzinę sztuki zdobniczej. Były czymś odkrywczym na tle tradycyjnej produkcji Miśni czy Rozenthala. Wtedy polscy artyści nie mieli praktycznie kontaktu ze światem. Nie było swobody podróżowania.  Autorzy wykazali nowatorską koncepcję plastyczną i doskonałe wyczucie bryły.  To są rzeźby. W określeniu „figurki" jest coś lekceważącego. Od początku były chętnie kupowane. Natomiast niektórzy krytycy sztuki lekceważyli je, uznając za drobnomieszczańskie. Szkoda, że nie były wystawiane z polską rzeźbą na międzynarodowych wystawach. W ostatnich latach jest coraz więcej kolekcjonerów –  twierdzi prof. Irena Huml.

Słynne serwisy do kawy

Porcelanowe rzeźby trafiają się w warszawskim antykwariacie Atena. –  Stale pyta o nie pięciu kolekcjonerów. Masowo kupowane są na prezenty. Są symbolem sztuki lat 50. i 60. Szkoda, że nie są znane na świecie – mówi Rafał Nowakowski z Ateny.

Na I Międzynarodowej Wystawie Form Przemysłowych  w Paryżu w 1963 r.  złotym medalem nagrodzono serwisy do kawy Lubomira  Tomaszewskiego:  „Ina" i „Dorota". Cieszyły się wielkim powodzeniem. Mówiono o ich nowatorskiej estetyce i ergonomii. Francuzi  pokazywali je nawet w telewizji, gdzie zobaczył je prezydent i właściciel niemieckiej firmy Rozenthal produkującej porcelanę. Przyjechał do Polski. Chciał kupić prawa do produkcji i zatrudnić Tomaszewskiego. Kontrakt nie doszedł do skutku z powodów polityczno-biurokratycznych. To było bezpośrednim powodem wyjazdu artysty z kraju w 1966 r.  Postarał się o zgodę na odwiedzenie krewnych w USA i został na stałe.

Rzeźby i serwisy nie są prezentowane na stałych ekspozycjach muzealnych. Wystawiane są chyba tylko w muzeum przy zakładach AS w Ćmielowie i w Muzeum Okręgowym w Wałbrzychu. Podstawowym źródłem wiedzy dla kolekcjonerów i antykwariuszy jest monografia Barbary Banaś „Polski new look. Ceramika użytkowa lat 50. i 60.", wydana w 2011 r. W antykwariatach warto zdobyć wydany parę lat temu album Bożeny Kostuch „Porcelana polska".

Znakomity pomysł na kolekcję

Muzea zaczęły kupować tę ceramikę  mniej więcej 10 lat temu. Z muzealnych katalogów wynika, że nie mają w magazynach nawet sztandarowych przykładów dzieł z tamtego okresu. Znakomita część obiektów pokazanych w książce Barbary Kostuch z konieczności pochodzi z prywatnych kolekcji.

Na jarmarku perskim na Kole nierzadko widuję obiekty, jakich nie ma w muzeach ani w monografiach. Dekoracyjne, sygnowane przez autorów talerze kosztują najczęściej do 300 zł. Poszukiwane rzeźby są droższe. To znakomity pomysł na kolekcję.

Warto zbierać także katalogi reklamowe. W ulotkach niektórych central handlu zagranicznego z czasów PRL porcelanowe rzeźby z lat. 50. i 60. są symbolem polskiego sukcesu.     Nowoczesną ceramikę z tamtych lat potocznie nazywano „pikasami".

Za rewolucję w ergonomii w latach 60. uznano serwisy Tomaszewskiego. Artysta uważa, że najlepiej jego zamierzenia wyraża  „Ina" i „Dorota". Pracował nad takim umieszczeniem punktu ciężkości, żeby z pełnego dzbanka mogło precyzyjnie i bezpiecznie nalewać nawet paroletnie dziecko. Wtedy to była szokująca nowość.

Lubomir Tomaszewski osiągnął w swoich projektach estetyczny i konstrukcyjny  ideał. Wynika to z interdyscyplinarnego wykształcenia artysty.

Przed wojną ukończył liceum mechaniczne. W czasie okupacji wykonywał zadania inżyniera. Projektował np. maszyny rolnicze i studiował równocześnie na namiastce politechniki, jaka wówczas istniała. Po wojnie ukończył Wydział Rzeźby na ASP w Warszawie. Tak poznał tajemnice obcych sobie dziedzin.

Jednym z projektantów jest rzeźbiarz prof. Lubomir Tomaszewski (ur. 1923 r.). 7 czerwca w Instytucie Designu w Kielcach (www.idkielce.pl) otwarto retrospektywną wystawę jego prac. Artysta przyleciał na jej otwarcie.

Od ponad 40 lat Lubomir Tomaszewski mieszka w USA. Był profesorem na Wydziale Wzornictwa Uniwersytetu Bridgepoint. Kilka lat temu krajowe muzea go odnalazły. Poprosiły, żeby poinformował, kto jest autorem poszczególnych porcelanowych rzeźb, bo nie wszyscy zostali zidentyfikowani.  Rzeźb jest kilkadziesiąt. Znane są głównie dzieła Haliny Orthwein  i Henryka Jędrasiaka. Spośród prac Tomaszewskiego  wielką popularność zdobyła „Dziewczyna w spodniach".

Pozostało 90% artykułu
Ekonomia
Gaz może efektywnie wspierać zmianę miksu energetycznego
https://track.adform.net/adfserve/?bn=77855207;1x1inv=1;srctype=3;gdpr=${gdpr};gdpr_consent=${gdpr_consent_50};ord=[timestamp]
Ekonomia
Fundusze Europejskie kluczowe dla innowacyjnych firm
Ekonomia
Energetyka przyszłości wymaga długoterminowych planów
Ekonomia
Technologia zmieni oblicze banków, ale będą one potrzebne klientom
Materiał Promocyjny
Do 300 zł na święta dla rodziców i dzieci od Banku Pekao
Ekonomia
Czy Polska ma szansę postawić na nogi obronę Europy