Historia niczym z filmów Stanisława Barei przytrafiła się panu Marcinowi. Przez 20 lat był on klientem Citibanku (obecnie Citi Handlowy).
– Na początku ufałem temu bankowi, a ostatnio go nie cierpiałem – opowiada pan Marcin. – Jego pracownicy ciągle dzwonili i zaczynali od żądania, bym podał swoje dane osobowe, a to kiedy się urodziłem, a to imię matki. Prosiłem, groziłem, tłumaczyłem, że skoro to oni dzwonią, niech podadzą mi swoje dane. Nic nie pomagało. W końcu postanowiłem rozstać się z bankiem.
Spłacone, ale nie do końca?
W czerwcu czytelnik rozwiązał umowę dotyczącą karty kredytowej i ROR. Kartę spłacił, a na likwidowanym koncie zostawił na wszelki wypadek 15 zł. Pod koniec lipca bank przysłał mu rozliczenie karty kredytowej. Wynikało z niego, że saldo zadłużenia wynosi 1 grosz.
10 lat ma klient na odebranie pieniędzy, które pozostały w banku po zamknięciu konta
– Poziom absurdu moim zdaniem został przekroczony – uważa pan Marcin.