Europa sprowadza z Rosji głównie surowce energetyczne – gaz i ropę. To aż trzy czwarte importu towarów z tego kierunku, wartego w sumie 213 mld euro (dane z 2012 r.). Przy czym aż jedna trzecia eksportowanego do Europy gazu trafia do Niemiec. Właśnie ropa i gaz sprawiają, że Rosja jest drugim (po Chinach) kierunkiem unijnego importu (odpowiednio 12 i 17 proc.). Dla rosyjskiej gospodarki, która rosła przez lata dzięki wysokim cenom i znacznemu eksportowi energii, popsucie stosunków z głównym jej odbiorcą może być bardzo bolesne.

Asortyment wysyłany przez Unię na Wschód jest dużo bardziej zróżnicowany. Są to głównie maszyny, szeroko rozumiany sprzęt transportowy (samochody stanowią tu aż jedną czwartą), chemikalia, leki i żywność. Łącznie nasz europejski eksport towarów w tym kierunku sięga 123 mld euro. To zaledwie 7 proc. całości towarów wysyłanych przez UE w świat. Mniej niż do Szwajcarii (9 proc.) czy Chin (8,8 proc.), nie mówiąc już o USA (17 proc.). Tyle, że z rosyjskiego kierunku, który w okresie recesji w strefie euro okazał się bardzo interesującą alternatywą dla eksporterów, trudno zrezygnować. A takie byłyby konsekwencje sankcji nałożonych na Moskwę.

Z drugiej jednak strony 90 miliardowy deficyt UE w handlu oznacza, że Rosja żyje z Europy w większym stopniu niż ona z Rosji. I to ją mocniej zabolałoby popsucie relacji handlowych. W wymiarze politycznym daje to Wspólnocie ważne narzędzie nacisku. Tyle tylko, że do jego wykorzystania potrzebna byłaby silna wspólna polityka zagraniczna Unii, nie targana sprzecznymi interesami poszczególnych krajów.

UE jest kluczowym inwestorem w Rosji – pochodzi stąd aż 75 proc. bezpośrednich inwestycji zagranicznych. Oczywiście statystykę tę zaburzają inwestycje spółek cypryjskich, przez lata służących wschodnim oligarchom do „optymalizacji" podatkowej.

W przypadku inwestycji bezpośrednich środki nacisku są jeszcze bardziej ograniczone niż przy handlu towarami. Nikt nie będzie z dnia na dzień demontował fabryk. Natomiast obecni już w Rosji inwestorzy trzy razy się zastanowią czy reinwestować tam zyski. A ci, którzy dopiero myśleli o inwestycjach, nacisną pedał hamulca. Przynajmniej na razie.