Założyła pani w mediach społecznościowych grupę „Rak płuca". Nie zgadza się Pani jednak na ujawnianie nazwiska.
Rak płuca czasami traktowany jest jako kara. Uważa się, że skoro ktoś palił, to ponosi tego konsekwencje. Nikt nie myśli o tym, że chorują też osoby, które nigdy nie paliły, np. dzieci.
Ale o ile z krzywymi spojrzeniami można sobie radzić, to my, chorzy na raka płuca, boleśnie odczuwamy stygmatyzację związaną z decyzjami refundacyjnymi. Nie wiem, czy to świadome, ale jesteśmy traktowani niesprawiedliwie. Rocznie przybywa nas ponad 23 tys., a w 2019 r. tylko 4 proc. wartości wszystkich programów lekowych przeznaczono na raka płuca! Wolę też zacho-
wać anonimowość, by uniknąć trudnych pytań i współczujących spojrzeń. O tym, że mam raka płuca, wiem od czterech lat i ośmiu miesięcy.
Sądzi pani, że brak dostępu do nowoczesnych terapii to wina stereotypowego myślenia?