Od początku maja w firmach zatrudniających ponad dziewięć osób wciąż jest tyle samo pracowników, czyli 5,39 mln osób. – Rynek pracy reaguje z opóźnieniem na symptomy spowolnienia gospodarczego – mówi prof. Maria Drozdowicz-Bieć z SGH.

Jej zdaniem od przyszłego roku zatrudnienie będzie spadało, a bezrobocie zacznie rosnąć. Przez najbliższych kilka miesięcy jeszcze tego nie zauważymy, bo bezrobocie będzie spadało, ale coraz wolniej. – Od wiosny pracodawcy zgłaszają coraz mniej ofert do urzędów pracy. Coraz mniej jest ogłoszeń o pracę w gazetach – podkreśla prof. Drozdowicz-Bieć. – W tym roku w porównaniu z ubiegłym mniej bezrobotnych znalazło pracę – dodaje. Pierwsze wyhamowania pozytywnych zjawisk na rynku pracy były widoczne już w połowie zeszłego roku. Od początku roku pogarsza się wynik finansowy firm produkcyjnych, a koszty rosną szybciej niż przychody, co pokazują dane GUS.

Jeszcze w zeszłym roku firmy ratowały się zatrudnianiem własnych pracowników na nadgodziny. Od kilku miesięcy już tego nie robią. – Firmy nie mogą w nieskończoność zwiększać liczbę nadgodzin – tłumaczy Jan Rutkowski, ekspert Banku Światowego. Według niego dodatkowym problemem jest brak kandydatów do pracy, a wysoki (ponad 10 proc.) wzrost płac to objaw bariery podaży pracowników. Jan Rutkowski potwierdza, że część firm powoli ogranicza produkcję, a inne nie decydują się na nowe inwestycje z obawy o brak kadr. Według niego gospodarka doszła do swoich maksymalnych możliwości rozwojowych. Także on uważa, że bezrobocie może spaść jeszcze najwyżej o 1 – 1,5 pkt proc. z 9,6 proc. w czerwcu.

Przedsiębiorcy przyznają, że dobrzy pracownicy coraz więcej kosztują, a dodatkowo są problemy z zamówieniami. – Poszukujemy pracowników w sześciu miastach. Najtrudniej znaleźć chętnych do prostych prac. W tej części rynku pracy widoczny jest wpływ emigracji. Ale zmiany na rynku walutowym powodują, że częściej słyszy się o powrotach z obczyzny. Jest nadzieja, że z poszukiwaniem pracowników kłopoty będą mniejsze – mówi Małgorzata Święcicka, dyrektor ds. pracowniczych grupy Atlas.

– Część Polaków na pewno nie wróci, ale inni na czas szukania pracy będą potrzebowali choćby ubezpieczenia zdrowotnego. Więc zarejestrują się w urzędach pracy – podkreśla prof. Drozdowicz-Bieć.