Stało się to, co analitycy przewidywali już od paru tygodni – poziom cen w strefie euro spadł w czerwcu o 0,1 proc. w porównaniu z podobnym okresem ubiegłego roku.
Analitycy spodziewali się nawet spadku o 0,2 proc., po tym jak deflację odnotowano m.in. w Hiszpanii, a poza strefą euro w Szwajcarii i Japonii. W Szwajcarii już w maju odnotowano 1-procentową deflację, w Kraju Kwitnącej Wiśni ceny spadły aż o 1,1 proc. Jeszcze gorszą sytuację eksperci prognozują dla Stanów Zjednoczonych, gdzie już w maju odnotowano najwyższy poziom deflacji od ponad 60 lat w wysokości 1,3 proc. A to nie koniec. – Spodziewamy się, że taka sytuacja będzie miała miejsce do końca roku – mówi Jacek Wiśniewski z Raiffeisen Bank Polska. – Presja inflacyjna pojawi się dopiero w przyszłym roku, oczywiście o ile w międzyczasie ceny surowców i żywności nie pójdą gwałtownie w górę.
Zdaniem Arkadiusza Krześniaka, głównego ekonomisty Deutsche Banku, pogłębiającą się deflację będziemy jeszcze obserwować przez kolejne dwa, trzy miesiące, ale potem powinno nastąpić gwałtowne odbicie.
Już w maju inflacja w eurolandzie wyniosła dokładnie zero proc. Wszystko za sprawą spadających w ostatnich miesiącach cen żywności i energii. Deflacji w 16 krajach posługujących się wspólną walutą nie notowano od 1999 r., kiedy euro weszło do obiegu. Deflacja nie jest zjawiskiem pozytywnym. Powoduje m.in., że rośnie zadłużenie państwa, produkcja opłaca się mniej, a konsumenci czekając na dalszy spadek cen, wstrzymują zakupy.
[wyimek]-0,1 proc. zmniejszyły się w czerwcu ceny towarów i usług w 16 krajach strefy euro[/wyimek]