Stosunkowo dużo więcej niż poprzednicy obecna władza przeznacza też na wydatki bieżące, w tym na wynagrodzenia w jednostkach budżetowych. W 2019 r. sięgną one ok. 52 mld zł, w 2015 było to 40 mld zł, a w 2011 r. – 37 mld zł.
Jednocześnie jednak rząd PiS okazuje się być też mistrzem, jeśli chodzi o pozyskiwanie dochodów do budżetu. I tak w 2019 r. mają one sięgnąć prawie 402 mld zł, czyli o ok. 28 mld zł więcej iż w 2018 r. oraz aż o 113 mld zł więcej niż cztery lata temu. Taka sztuka nie udała się dotychczas nikomu – podczas dwóch kadencji rządu PO–PSL było to odpowiednio 41 i 12 mld zł.
Jak wynika z naszej analizy, najmocniej zwiększyły się wpływy z VAT – obecnie to ponad 180 mld zł, czyli prawie 60 mld zł więcej niż w 2015 r. (wzrost 47 proc.). Ale świetnie idą też dochody z CIT (wzrost o 55 proc.) oraz z PIT (o 46 proc.)
– Gdy w 2015 r. PiS wygrał wybory i rozpoczął realizację tak dużego programu obietnic wyborczych, nikt nie wyobrażał sobie, że polskie finanse publiczne będą wyglądać tak doskonale – komentuje Piotr Bujak, główny ekonomista PKO BP. – Ale to się udało, wzrost wydatków został nawet z nawiązką pokryty wzrostem dochodów, a deficyt finansów publicznych spadł do rekordowo niskich poziomów – zaznacza.
Bujak dodaje, że dzięki temu także zadłużenie Polski spadało w relacji do PKB, a nasze obligacje stały się – z punktu widzenia inwestorów rynkowych – rzadkością, towarem deficytowym, choć poszukiwanym.
– Finanse publiczne są w dobrej kondycji – przyznaje też Karol Pogorzelski, ekonomista w ING Banku Śląskim. – Wzrost dochodów wynika w dużej mierze z szybkiego wdrożenia instrumentów uszczelniających w zakresie VAT czy CIT. Ale trzeba też wziąć pod uwagę czynniki, które nie były efektem działań rządu – dodaje.