Z pomocą chce tutaj przyjść SantanderX – globalna platforma online, która ma ułatwić kontakt biznesu z uniwersytetami, promując przy okazji przedsiębiorczość studentów. Bank będzie teraz mocniej promował SantanderX na polskim rynku, zachęcając firmy do wspólnych projektów badawczych z uczelniami. Dzięki temu krajowi przedsiębiorcy zdobędą łatwiejszy dostęp do naukowców z Polski i ze świata, a polskie uczelnie zwiększą szanse na współpracę z międzynarodowymi firmami. Łatwiej będzie im też kształcić przyszłe talenty.
Andrzej Jacaszek zwracał uwagę, że czołowe zachodnie uczelnie bardzo dbają o rozwój praktycznych, rzemieślniczych wręcz umiejętności, czego dowodzi np. program laboratoriów na MIT.
– Uczelnia wyższa nie jest szkołą zawodową – ripostował prof. Rządca. Zaznaczał, że wprawdzie studia w ALK również przewidują naukę praktycznych umiejętności (np. program Management and AI in digital society obejmuje naukę Pythona i metody analityki danych), ale uczelnia uczy także metodologii badań; chce, by jej absolwent rozumiał, kiedy posługiwać się określonymi narzędziami. Nie wszystkim jest to jednak potrzebne.
Dylemat uczelni
– Rynek potrzebuje również ludzi, którzy mając prawie licencjat czy magisterium będą bardzo dobrymi analitykami danych czy programistami piszącymi aplikacje dla firm – mówił prorektor ALK. Zgodził się z nim prof. Szmidt, zaznaczając, że w Polsce brakuje 5. poziomu kształcenia dla osób, które zdobyły podstawową wiedzę, lecz nie ukończyły studiów licencjackich czy inżynierskich. Ten model – popularny od lat w USA, gdzie studia są płatne i drogie – sprawdziłby się również w Polsce, gdzie przerywanie studiów jest od lat dużym problemem – także dla samych studentów.
– Warto dać takim ludziom jakiś dyplom potwierdzający, że chociaż nie są inżynierami, to już sporo umieją. Byłoby im łatwiej wejść na rynek pracy, a z czasem mogliby uzupełnić wykształcenie – podkreślał rektor Politechniki Warszawskiej. Zwracał uwagę, że chociaż zdaniem pracodawców uczelnie powinny przede wszystkim zapewniać kadry dla gospodarki, to w światowych rankingach szkół wyższych liczy się to, ilu mają noblistów, projektów badawczych ERC i publikacji w prestiżowych tytułach naukowych.
– Jesteśmy między młotem i kowadłem, gdyż z jednej strony oczekuje się od uczelni, by przygotowały kadry dla przemysłu, a z drugiej rozlicza się nas z projektów ERC– stwierdził prof. Szmidt. Jak podkreślał, są potrzebne zarówno szkoły wyższe, które kształcą bardzo dobrych inżynierów, jak i te, które kształcą mózgi ucząc rozumienia zaawansowanych procesów.
Politechnika Warszawska chce kształcić mózgi. – Nigdy nie zgodziliśmy się, by robić studia pod kątem określonej firmy albo grupy firm, ale realizujemy szkoły letnie np. we współpracy z IBM. Tam nasi studenci mogą zdobywać praktyczne umiejętności – wyjaśniał rektor PW. Dodał, że wielu studentów trzeciego czy czwartego roku pracuje.
Godzić pracę z nauką
Wczesne podjęcie pracy może mieć i ciemne strony. Prof. Rządca nie krył, że dużym problemem jest niecierpliwość pracodawców, którzy bardzo chętnie zatrudniają studentów. Wprawdzie młodzi ludzie zdobywają dzięki temu cenne praktyczne doświadczenie, ale jeśli intensywnie pracują w firmie, to nie są w stanie równie intensywnie studiować. Opuszczają więc zajęcia. Zdaniem prorektora ALK jest to dla uczelni dużym wyzwaniem we współpracy ze znanymi globalnymi spółkami, które wysysają najlepszych ludzi jeszcze przed magisterium albo przed doktoratem.
– Pracodawcy powinni pozwolić studentom studiów stacjonarnych pogodzić pracę z nauką. Nie tylko uczelnie, ale również firmy powinny być bardziej elastyczne i ułatwiać pracownikom studentom godzenie pracy z nauką – podkreślał prof. Rządca.
Bardziej elastyczne są mniejsze firmy. Według rektora PW studenci uczelni pierwsze doświadczenia zawodowe zdobywają często w MŚP, które jednak nie zawsze mogą ich potem zatrzymać.
Cezary Kaźmierczak podkreślał, że w konkurencji o talenty ocierające się o geniusz, zarówno duże polskie firmy, jak też tym bardziej małe i średnie – mają znikome szanse w porównaniu z międzynarodowymi korporacjami. – Gdyby nasz rząd był bardziej operatywny to my moglibyśmy próbować wysysać talenty z innych krajów – zaznaczał szef ZPP. Problem w tym, że naszym uczelniom, których nie stać na zatrudnianie noblistów, trudno skutecznie zabiegać o talenty z zagranicy, które zachodnie szkoły przyciągają atrakcyjnymi stypendiami. Jak zaznaczała Marzena Feldy, w ostatnich latach liczba studentów z zagranicy wzrosła w Polsce kilkakrotnie – do 67 tys. w roku 2017/2018 (większość z nich to Ukraińcy), lecz na razie nie liczymy się w europejskiej konkurencji o talenty.
Prorektor ALK zwracał uwagę na istotną różnicę dzielącą czołowe uczelnie w Polsce i na Zachodzie. U nas nie ma zwyczaju wspierania szkół przez ich absolwentów, a to buduje siłę finansową czołowych zachodnich uczelni. Jak przypominał Andrzej Jacaszek, Harvard University ma 4,5 mld dol. z darowizn albo zapisów w testamentach swoich absolwentów. Budżet Uniwersytetu Stanforda, który w nazwie ma nazwisko hojnego darczyńcy, jest 50 razy większy na studenta w porównaniu z budżetem PW. Do tego dochodzi kapitał zakładowy, którego polskie uczelnie nie mają – zaznaczał prof. Szmidt.