Nowy czołg podstawowy (main battle tank) zbudowany własnymi siłami w kraju może dać impuls rozwojowy i rozpędzić technologicznie Polską Grupę Zbrojeniową – twierdzi Witold Słowik, prezes PGZ.
Szef obronnej grupy kapitałowej koncentrującej państwowe spółki sektora zbrojeniowego w niedawnej rozmowie z „Rzeczpospolitą" przyznał, że szuka sojuszników dla tej koncepcji w MON i odbiera ze strony rządu pozytywne sygnały. Prezes PGZ nie ma wątpliwości, że zasoby i know-how, jakie mamy już dziś w rodzimym przemyśle, pozwalają poważnie myśleć o podjęciu tego projektu.
Henryk Knapczyk, emerytowany szef OBRUM, śląskiego ośrodka rozwoju broni pancernej, który o czołgowej branży wie wszystko, studzi entuzjazm i nadmierny, jego zdaniem, optymizm zarządu PGZ: – To armia powinna wpierw dokładnie określić wymagania taktyczno-techniczne dla nowej broni pancernej – zaznacza. A przygotowania do opracowania koncepcji przyszłego podstawowego pancerza dla Sił Zbrojnych RP należałoby zacząć od solidnej analizy w gronie specjalistów. – Chodzi nie tylko o ocenę, co możemy samodzielnie zrobić w kraju, ale też próbę zdefiniowania, jaka ma być rola przyszłej pancernej broni w wojskowej doktrynie i oczywiście specyficznych polskich warunkach klimatycznych i terenowych.
– Potencjalny przeciwnik został nazwany, zatem jest jasne, że nowy polski czołg musi skutecznie stawić czoła 5 tys. odnowionych tanków stacjonujących obecnie w obwodzie kaliningradzkim – ocenia doc. Knapczyk. – Na pewno musimy mieć broń lepszą niż teraz, bo pociski wystrzeliwane z naszej broni pancernej, uwzględniając nawet modernizowane leopardy, nie są w stanie przebić w spotkaniowym boju pancerzy pierwszoliniowych czołgów rosyjskich – dodaje.