Nie. Wszyscy wzywają teraz przedsiębiorców, żeby ich pracownicy przechodzili na pracę zdalną. To nie jest takie proste. Polska gospodarka nie jest aż tak nowoczesna. Nasze nawyki i organizacja pracy nie jest taka, żeby z łatwością przechodzić na pracę zdalną. Znaczenie kontaktów personalnych jest wyjątkowo duże.
Jak pan ocenia działania PAIH, za pana czasów PAIiIZ? Dużo było obietnic, mowy o głębokiej reformie, wprowadzeniu 70 biur handlowych, które miały zastąpić wydziały promocji handlu przy ambasadach. Teraz mamy informacje, że w parlamencie jest projekt ustawy, która przywraca stanowisko doradcy handlowego.
Wygląda na to, że po rewolucji z 2017 r. mamy coś w rodzaju kontrrewolucji. Niechętnie wypowiadam się na temat PAIH, bo spędziłem tam 9 lat jako szef. Dokonano dobrej rzeczy, czyli zlikwidowano wydziały promocji i handlu przy ambasadach. Były to mało użyteczne dla biznesu urzędnicze i zbiurokratyzowane struktury. Co prawda często trafiali tam entuzjaści, którzy robili coś fajnego, ale nie dlatego, że system to wymuszał. System się nie sprawdzał. Reformę zapoczątkowaliśmy jeszcze my. Zamiast wydziałów przy ambasadach proponowaliśmy, żeby polski biznes za granicą wspierał system mieszany, skopiowany z krajów, którym się udało. Tylko tam, gdzie gospodarka jest mocno kontrolowana przez państwo trzeba utrzymać placówki o statusie dyplomatycznym, bo z nikim innym w Chinach czy Kazachstanie rozmawiać nie będą. W krajach o gospodarce rynkowej należy utworzyć spółki prawa handlowego na miejscowym prawie, wspierające polskich przedsiębiorców. W kolejnej grupie krajów należy rozpisywać przetargi wśród lokalnych instytucji i firm zajmujących się promocją. Powierzyć im budżet i obsługę polskich przedsiębiorców. W krajach najmniejszej ważności należy utworzyć agentów promocyjnych, których by się uruchamiało, gdy by się coś działo. Zamiast tego przyjęto jeden model. Wszędzie utworzono spółki na miejscowym prawie handlowym. Nie byłoby to wielkim nieszczęściem, gdyby zrobiono to porządnie. Żeby zabłysnąć, w ciągu 1,5 roku utworzono aż 70 biur. W dawnych wydziałach Chiny obsługiwało 10 osób i były narzekania przedsiębiorców., ze to za mało. Teraz potężne Chiny obsługują 2 osoby. W Pekinie w ogóle nikogo nie ma, bo ktoś doszedł do wniosku, że tam nie ma biznesu. Popełniono tez inne błędy . Oddziały znajdują się tam, gdzie są mniejsze obroty niż z jednym powiatem w Niemczech. Na cała Japonię jest jedna osoba.
A powołanie radców to dobry ruch?
Po 3 latach od reformy ktoś się połapał, że to nie działa. To nie miało prawa działać, bo nie było ani pieniędzy, ani ludzi, ani nawet elementarnej umiejętności, jak zalegalizować funkcjonowanie nowych biur. Ministerstwo Rozwoju, które ustawowo jest odpowiedzialne za współpracę gospodarczą z za granicą postanowiło ratować sytuację. 70 nowych placówek nie ma nic wspólnego z ministerstwem. Są dziś w strukturze PFR. MR postanowiło więc mieć swoje placówki. W Sejmie jest poprawka umożliwiająca powołanie biur radcy handlowego. Mielibyśmy te 70 niezwykle kosztownych biur, które sobie pozakładał PAIH. Nad tym biura radców handlowych o statusie dyplomatycznym. Do tego swoją sieć zagraniczną rozbudowuje państwowy bank BGK. Agencja Rozwoju Przemysłu też sobie wymyśliła, że będzie miała własne placówki. Zamiast wspierania przedsiębiorców mamy szanse na kosztowny chaos. Żadna z tych struktur nie jest do końca efektywna.