Wysokie dopłaty do samochodów elektrycznych, nowe modele elektrycznych pojazdów, rozbudowa infrastruktury ładowania oraz coraz mniejsza bariera mentalnościowa u osób decydujących się na zakup nowego samochodu doprowadziły do boomu na auta elektryczne w Niemczech. Od stycznia do końca października bieżącego roku rejestracje BEV wzrosły do ponad 121 tys. sztuk. Oznacza to, że w porównaniu rocznym liczba elektryków co najmniej się tam podwoi.
W Niemczech zarejestrowanych jest – bez względu na specyfikę napędu – blisko 49 mln aut. Przeważająca większość samochodów osobowych to pojazdy należące do osób prywatnych. Na 2020 r. w Niemczech samochodów prywatnych jest ponad 42 mln, samochody firmowe stanowią 10–11 proc. W 2019 r. 4,5 mln samochodów podlegało użyciu w ramach działalności gospodarczej, a statystyki od paru lat wskazują na wzrost udziału aut zarejestrowanych przez firmy.
Niemieckie pojazdy zasilane są głównie dieslem. W styczniu tego roku, jeszcze przed wybuchem pandemii, floty firmowe zostały zasilone przez 60 tys. nowych aut. Znacznie ponad połowa tych samochodów miała napęd dieslowski (37 342), a ponad 20 tys. – benzynowy. Zaledwie 2,4 proc. w koszyku nowych aut flotowych w miesiącu poprzedzającym początek epidemii koronawirusa było czysto elektrycznych, jednakże lipcu i sierpniu było to już 3,3 proc.
W porównaniu z 2017 r. odsetek diesla w niemieckich flotach wciąż wzrasta. „Süddeutsche Zeitung" tłumaczy to polityką firm, które jeszcze nie są skłonne do eksperymentów i wolą korzystać z konwencjonalnych technologii, które są ich zdaniem tańsze i bardziej przewidywalne. Większość przedsiębiorstw zamawia samochody niemieckich marek, które dotychczas w swoim portfelu nie dysponowały modelami elektrycznymi. Nowe modele, jak Audi Q4 e-tron, Mercedes-Benz EQS oraz VW ID.4, mogą tę sytuację zmienić już w nadchodzącym roku i zachęcić do kupna niemieckiego elektryka z równie prestiżowym i luksusowym wyposażeniem jak inne samochody wysokiej klasy.
To, że samochody elektryczne w bieżącym i przyszłym roku będą miały większe znaczenie we flotach firmowych za Odrą, wynika także z sondaży przeprowadzonych w największych koncernach. Respondenci wyrazili bowiem zainteresowanie e-mobilnością i w przyszłości zamierzają kupować więcej elektryków. Jednocześnie wskazano na dotychczasowe przeszkody i bariery, które powodują, że zakup pojazdów elektrycznych często jest odkładany na później. Głównym problemem pozostaje nadal mało zadowalający, wyraźnie krótszy zasięg – szczególnie w porównaniu z dużymi dieslami. Managerowie widzą też problem po stronie producentów, którzy oferują mało modeli elektrycznych. Wysoką barierą jest ponadto infrastruktura ładowania – nie chodzi tylko o szybki dostęp do stacji ładowania, ale także o czas i organizację tego procesu. Jednocześnie wzrasta jednak zaangażowanie firm w budowę i instalację ładowarek. Coraz więcej tego typu urządzeń powstaje na terenach firmowych posesji. Koszty są niestety wysokie, bo – jak podaje „Süddeutsche Zeitung" – instalacja i serwis najprostszych ładowarek na firmowym parkingu to przeciętnie wydatek rzędu 125 tys. euro. Małych i średnich firm, mimo dopłat i innych ulg, zwyczajnie na to nie stać. Rzadkością jest natomiast wsparcie i dofinansowanie ładowarek w miejscu zamieszkania pracowników, co ma miejsce chociażby w Skandynawii.