Otwarcie przewozów kolejowych w Unii Europejskiej doprowadziło do powstania prywatnych przewoźników. W Niemczech wydano 387 licencji na przewozy kolejowe, w Wielkiej Brytanii 67, we Włoszech 43, w Polsce 98. Pomimo silnej pozycji narodowych przewoźników w takich krajach, jak np. Niemcy lub Polska, prywatne firmy transportu kolejowego zdobyły ponad 18 procent rynku. Jednak przewozy kolejowe nawet z prywatnymi podmiotami nie zdołały odebrać klientów transportowi drogowemu, którego udział w ostatnich dziesięciu latach wzrósł o 5 procent. – Liberalizacja miała zwiększyć konkurencyjność kolei, tymczasem jej udział w transporcie nie rośnie, wobec tego nowa regulacja rynku nie osiągnęła zamierzonego celu – komentuje prezes zarządu PKP SA Andrzej Wach.
Wątpliwości co do skuteczności unijnej polityki kolejowej zwiększa również paneuropejska ekspansja DB. Koleje niemieckie działają w Danii i założyły własne spółki przewozowe we Francji, Hiszpanii, Włoszech, Szwajcarii i Wielkiej Brytanii. – Czy liberalizacja ma stworzyć europejskiego giganta i kilka pomniejszych narodowych spółek, czy też ma służyć rozwojowi zdecentralizowanego i konkurencyjnego modelu przewozów kolejowych? – pyta poseł PSL Janusz Piechociński.
Członek zarządu CTL Logistics, największego prywatnego przewoźnika kolejowego w Polsce, Krzysztof Niemiec dostrzega też zalety liberalizacji rynku. Wskazuje, że w tych krajach, które najszybciej uwolniły rynek, przewozy kolejowe dzięki konkurencji wzrosły o 60 procent (Wielka Brytania), 42 procent (Holandia), 25 procent (Niemcy) i 12 procent w Polsce.
Natomiast Francja, która ledwo rozpoczęła liberalizację (jest tam tylko dziewięciu prywatnych przewoźników), zanotowała spadek przewozów kolejowych o 28 procent. Piechociński uważa, że wzrost gospodarczy doprowadził do zwiększenia wszystkich przewozów, w tym kolejowych, a utrzymanie ich udziału w transporcie ogółem oznacza tyle, że przewozy samochodowe rosły szybciej.
– O dużym popycie na transport kolejowy najlepiej świadczy to, że na wózki do nowych wagonów czeka się półtora roku – mówi Piechociński.