Jeszcze wczoraj Polskie Górnictwo Naftowe i Gazownictwo przesłało do Urzędu Regulacji Energetyki wyjaśnienia do swojego wniosku taryfowego, w którym jest propozycja podwyżki cen gazu. Z naszych informacji wynika, że gdyby URE zaakceptowało te wyjaśnienia, to nasze rachunki za gaz wzrosną o ok. 16 proc.
To znacznie mniej, niż wcześniej domagał się PGNiG. Firma chciała początkowo – składając wniosek taryfowy w styczniu – zyskać zgodę na podwyżki o ok. jedną trzecią, potem zmniejszyła oczekiwania do ok. 28 proc. Z nieoficjalnych informacji wynika, że już w marcu poczyniono wstępne ustalenia między spółką a URE co do wzrostu cen, w efekcie którego nasze rachunki za gaz od kwietnia miały być wyższe o 18 proc. Potem szef URE Michał Swora zapowiadał, że PGNiG może liczyć tylko na kilkunastoprocentową podwyżkę. Teraz wszystko wskazuje na to, że negocjacje są już na ostatnim etapie i decyzja prezesa urzędu jest możliwa nawet dziś. Zgodnie z przepisami wejdzie w życie 14 dni po opublikowaniu.
4 mln zł - o tyle mniejsze są dzienne przychody PGNiG z powodu braku zgody URE na podwyżkę cen gazu
Jeśli opłaty wzrosną o ok. 16 proc., to osoby wykorzystujące gaz tylko do gotowania zapłacą rachunki o ok. 4 zł miesięcznie wyższe niż do tej pory. Najbardziej skutki zmiany cennika odczują właściciele domów ogrzewanych gazem – podwyżka sięgnie 35 zł miesięcznie. Natomiast tym rodzinom, które zużywają gaz do gotowania i podgrzewania wody, rachunki wzrosną o ok. 11 zł miesięcznie. To przy założeniu, że wzrost opłat będzie jednakowy dla wszystkich grup odbiorców, ale podwyżka może być zróżnicowana.
Zdaniem prezesa Swory nowy cennik PGNiG ma obowiązywać do końca tego roku. Zatem formalnie gaz nie powinien już drożeć. Ale spółka ma prawo składać w dowolnym momencie wniosek taryfowy do URE, jeżeli tylko uzna, że są podstawy do kolejnego podniesienia cen.