Przewoźnicy ze stowarzyszenia Porozumienie Białowieskie przekazali kilka dni temu Kancelarii Premiera list, w którym protestują przeciwko lekceważeniu przez władze transportu drogowego. Zwracają uwagę, że transport w zeszłym roku przyniósł krajowi z eksportu usług około miliarda euro przychodu. Tymczasem rząd od kilku lat lekceważy ich problemy. Na kolejne spotkania Sejmowej Komisji Infrastruktury poświęcone drogowemu transportowi międzynarodowemu przedstawiciele rządu, w tym Ministerstwa Finansów, przychodzą nieprzygotowani. Przewoźnicy piszą, że o problemach bezskutecznie dyskutują z rządzącymi od wielu lat. „Dłużej nie możemy spokojnie tego tolerować. Nie możemy godzić się na to, żeby bezczynność polityków i ignorancja urzędników zagrażała przyszłości naszych przedsiębiorstw. Jesteśmy odpowiedzialni nie tylko za własne interesy. Zatrudniamy setki tysięcy ludzi. Również w ich obronie mamy obowiązek powiedzieć: dość tego. Nie chcemy ani złotówki z państwowej kasy, to my tę kasę zapełniamy naszymi podatkami. Chcemy w zamian wyłącznie normalności, której dzisiaj brakuje”.
Firmy transportowe domagają się szybszych odpraw na granicy wschodniej, zmniejszenia wartości złotówki w stosunku do euro oraz zwrotu części akcyzy.
Czas oczekiwania na odprawę na wschodniej granicy to średnio kilkanaście godzin, zdarzały się okresy, że kierowcy czekali nawet kilka dni. W Dorohusku 23 maja kierowcy czekali na odprawę 14 godzin, a w Korczowej 12. – Celnicy powinni na jednej zmianie w Dorohusku odprawiać co najmniej 200 ciężarówek, ale czasem, z nieznanej przyczyny, odprawiają mniej – mówi Tadeusz Furmanek, który z ramienia Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych obserwuje sytuację na granicy.
Stąd zamiast czterech kursów na Ukrainę miesięcznie ciężarówki wykonują dwa lub trzy. Trudno w tych warunkach wypracować zysk, opłacić raty leasingowe. – Przewoźnicy od początku roku jadą na minusie – mówi prezes Zrzeszenia Międzynarodowych Przewoźników Drogowych Jan Buczek.
Do tego warunki na granicy są nie do zniesienia. – Byłem świadkiem, jak kierowcy porzucali samochody, bo mieli dość wielodniowego stania bez możliwości umycia się i braku podstawowych wygód. Przestoje uderzyły również w nich, bo mniej zarabiają – dodaje Furmanek.