Sezon produkcji oscypków zaczął się na Podhalu w maju. Trudno tam jednak znaleźć prawdziwy owczy ser. Certyfikat uprawniający do używania nazwy „oscypek”, który Komisja Europejska przyznała polskim góralom w lutym bieżącego roku, zdobyło dopiero sześciu baców. To nawet nie jedna dziesiąta tych, którzy deklarują, że wytwarzają go zgodnie z tradycyjną recepturą.
– Chętnych byłoby znacznie więcej, gdyby widzieli efekty walki z fałszerzami oscypków – wyjaśnia Jan Janczy, dyrektor Regionalnego Związku Hodowców Owiec i Kóz w Nowym Targu, który przygotował wniosek o rejestrację oscypka.
W Ministerstwie Rolnictwa, które pośredniczy w certyfikacji lokalnych produktów, podkreślają, że nie da się w tak krótkim czasie wyeliminować wszystkich podróbek. Tym bardziej że przed unijną rejestracją tylko mniej więcej jedna czwarta serów nazywanych oscypkami była nimi naprawdę.
Pierwsze próby zwalczania fałszerzy już były. – W momencie, gdy oscypek otrzymał unijną ochronę, zwróciliśmy się do Inspekcji Handlowej oraz Inspekcji Jakości Handlowej Artykułów Rolno-Spożywczych o przeprowadzenie kontroli w sklepach, restauracjach i przetwórniach – wyjaśnia Dariusz Goszczyński, zastępca dyrektora Departamentu i Analiz w Ministerstwie Rolnictwa.
Jan Janczy uważa, że dotychczasowe inspekcje to za mało. Jego zdaniem największym problemem dla baców są nie restauracje czy sklepy, ale handlarze, którzy sprzedają podrabiane sery na straganach, a także przy drogach i szlakach turystycznych. Szef związku uważa, że nie da się ich pokonać bez pomocy samorządu. W kwietniu służby podległe wojewodzie małopolskiemu skontrolowały kilku handlarzy przy zakopiance. Po raz kolejny dotrą tam latem.