Z obowiązku świadczenia pracy zostało już zwolnionych ok. 3 tys. pracowników państwowej spółki. Otrzymują 60 proc. wynagrodzenia. Do końca roku spośród 36 tys. zatrudnionych pracę ma stracić ok. 7 tys. Część z nich przejdzie na emeryturą, część zostanie przeniesiona do nowej firmy. – Powołujemy kolejne spółki, które będą się zajmować naprawą taboru kolejowego; pierwsza z nowych zacznie działać jeszcze w tym miesiącu – powiedział „Rz” Wojciech Balczun, prezes PKP Cargo. Trafi do niej ok. 1,5 tys. spośród zwalnianych pracowników.
Jedno z założeń nowej strategii przewiduje, że PKP Cargo ograniczy naprawy swojego taboru w zakładach zewnętrznych. Będzie korzystać z własnych.
– W tym roku musimy wyremontować ok. 10 tys. wagonów. Zlecenia na ok. 200 sztuk trafią do spółek spoza grupy – mówi prezes Balczun. Zakłady Naprawy Taboru Kolejowego mają współpracować z Cargo na zasadach rynkowych i oferować swoje usługi również na zewnątrz grupy. To nie jest nowy pomysł, ze swoich zakładów korzysta m.in. prywatny przewoźnik PCC Rail, którego ostatnio wraz z zapleczem technicznym kupił Deut-sche Bahn. Jest to tańszy sposób, pozwalający szybciej reagować na potrzeby przewoźnika. Na planach Cargo stracą Łapy i Newag. Po ograniczeniu zleceń przez państwowych przewoźników obie giełdowe spółki zapowiedziały zwolnienie 1,1 tys. osób.
Planowane w PKP Cargo zwolnienia są z jednej strony wynikiem restrukturyzacji firmy, z drugiej – efektem spowolnienia gospodarczego. – Ruch na wschodniej granicy np. w Żurawicy i Medyce, gdzie zatrudniamy 400 osób, praktycznie zamarł – mówi Wojciech Balczun. W styczniu zakończyła się reorganizacja spółki, z 42 dotychczasowych oddziałów w całym kraju powstało 16.
Zwolnienia grupowe będą kosztowały przewoźnika ponad 200 mln zł. Każdemu z pracowników trzeba zgodnie z przepisami wypłacić dziewięciomiesięczną pensję.